Książka „Pomarańcze na obrazie” Piotra Pacholika to historia rodzinna, wspomnienia o przodkach i okresie dzieciństwa. Jest to opowieść o przeszłości, a wiele z opisywanych wydarzeń toczyło się w okresie wojennym i powojennym. Każdy człowiek ma w swojej rodzinie takie opowieści, choć nie wszyscy ludzie przywiązują do nich wagę. Nasi dziadkowie, pradziadkowie przeżyli wiele i pewnie mogliby snuć długie opowieści o swoich życiowych przygodach i doświadczeniach. Nie zawsze jednak chcemy ich słuchać, nie zawsze przychodzi nam do głowy, aby zapytać. Narrator stwierdza:
„Dlaczego nie spytałem o to po prostu, kiedy mogłem? Bo tak zawsze jest, żeśmy najpierw zbyt młodzi i głupi, by to zrobić, a później nie ma już kogo pytać”.
W książce nie ma spójnej fabuły i ciągu przyczynowo – skutkowego. To raczej luźno powiązane fragmenty dotyczące przodków ze strony matki i ojca narratora. W zorientowaniu się, kto jest kim, pomaga zamieszczone na początku drzewo genealogiczne. Wspomnienia dotyczą w głównej mierze okresu wojny. Będą więc opowieści o ucieczce na wschód przed Niemcami, o zsyłce, o pobycie polskich wygnańców w Afryce, o dywizji generała Maczka. Niezwykle wzruszająca jest opowieść o Ryśku, chłopcu, który nie wrócił z wojny, a jego matka wciąż z nadzieją na niego czekała. Zaciekawić też może historia dwóch sióstr, z których jedna wyszła za Niemca. Chodziły potem razem do kościoła, choć każda do swojego. Różne rodzinne opowieści dotyczą wielu miejsc i czasów. Będą wspomnienia z Francji i ze Lwowa. Będzie też miłosna historia o pewnym mezaliansie. Wspomnienia o przodkach przeplatane są osobistymi wspomnieniami narratora i jego refleksjami o życiu i świecie.
Książkę charakteryzuje urozmaicona narracja i fragmentaryczność. Opowieści o przodkach są jak przebłyski wspomnień, jak zapamiętane skrawki jakichś większych opowieści. W niektórych partiach tekstu narrator się ujawnia i wprost przekazuje swoje spostrzeżenia, myśli, refleksje. Opisując losy swoich przodków po mieczu i po kądzieli, narrator się ukrywa, przechodzi do narracji trzecioosobowej, dając pierwszeństwo wydarzeniom i postaciom. Te części książki czyta się nie jak wspomnienia, tylko jak bardzo ciekawe, niekiedy emocjonalne opowiadania.
Książkę wyróżnia piękny język. Czyta się ją z wielką przyjemnością. Przeszkadzać może tylko jedna cecha stylu autora. Zaczynając każde z kolejnych opowiadań, autor stosuje zdania z podmiotem domyślnym np. „Nie lubił zostawać sam”. Kto? Trzeba się domyślać. Zanim czytelnik zorientuje się, o jaką postać chodzi, mija czasami pół rozdziału. Potem zaczyna się nowy fragment w tym samym stylu i często dotyczy już innej postaci, o czym czytelnik na początku niestety nie wie. Trzeba więc czasem zajrzeć do drzewa genealogicznego i czytać uważnie.
„Pomarańcze na obrazie” to opowieść rodzinna. Jest to książka refleksyjna, którą ze względu na ciekawy temat i piękną polszczyznę, czyta się z przyjemnością. Panuje tu trochę chaosu, bo wspomnienia te są niczym mozaika - całość składa się z wielu bardzo różnych kawałeczków. W zakończeniu powiem, które myśli narratora spodobały mi się najbardziej. Po pierwsze, że trzeba pytać naszych przodków o przeszłość, póki jeszcze jest na to czas. Po drugie, że dzieciństwo, które cechuje ciekawość świata i magiczne myślenie, to najlepszy okres w życiu.
Wspomnienia, refleksje, ciekawe wydarzenia i postacie, rodzinne anegdoty – warto przeczytać. Polecam.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl