Książkę tę wydawnictwo rekomenduje jako sensacyjną opowieść o machinacjach wielkich korporacji, o manipulacjach na skalę międzynarodową, o przechwytywaniu zasobów surowców, o tajemnicach gospodarczych i politycznych - i na tym tle o losie jednostek, czyli zwykłych ludzi, którzy wpadli w łapy korporacji lub niechcący znaleźli się zbyt blisko jej trybów. Kto tak naprawdę decyduje o wydarzeniach politycznych na skalę globalną? Kto pociąga za sznurki i kto wywiera presję. Wydarzenia gdzieś na prowincji, w głębokiej Azji mają wpływ na gospodarkę swiatową czy odwrotnie - manipulacje wielkich tego świata sięgają daleko na granicę chińsko-rosyjską, manipulują niczego nie spodziewającymi się drobnymi politykierami na prowincji? A oni nawet nie mają tego świadomości? Najwięcej korzyści wyciągają z tego dalekie korporacje gdzieś z Nowego Jorku. Właściwie można by tu pokusić się o stwierdzenie, że nie ma znaczenia miejsce siedziby - korporacja działa na całym globie.Wszędzie ma swoje macki. A hasła o uczciwości polityki światowej to mit, utopia. Pieniądz rządzi światem i tyle.
Tym optymistycznym akcentem zakończę krótkie wprowadzenie do treści utworu, przejdę teraz płynnie do formy - czyli tego, jak książka została napisana. Szukałam informacji na temat autora powieści, bo z blurba wynikało mi, że to jest Polak, natomiast ze stylu narracji absolutnie coś innego. Takie nagromadzenie rusycyzmów u Polaka? A może to jednak Rosjanin, a książka została nieudolnie przetłumaczona i niezgrabnie zredagowana? Ale nie - wtedy znalazłabym na stronie tytułowej nazwisko tłumacza. Czyli jednak Polak. Czyżby to była stylizacja? Jeśli tak, to nie trafiła do mnie.
Narracja też jakaś dziwna. Może są czytelnicy, którzy lubią manierę na monolog - miejscami odnosiłam wrażenie, że słucham rozmowy telefonicznej tylko jednej strony, nie słysząc odpowiedzi. Oto przykład:
"Minęło następne dwadzieścia minut, zanim stanęła przed obliczem przełożonego. Uśmiechał się serdecznie, długo ściskał jej rękę, spytał o samopoczucie, otworzył nawet pudełko z czekoladkami. Niech się częstuje. Nie ma takiej kwestii, której ona nie może z nim poruszyć, on jest otwarty na sprawy młodzieży. To jest przecież nasza awangarda... w marszu... do tego... postępu... i on zawsze popiera."*
I tak dalej w tym duchu. Nie ma odpowiedzi bohaterki, monolog normalnie. I tak przez prawie całą książkę. Dialogi są w ilościach śladowych. Powtarzam - może ktoś lubi taki styl narracji, mnie on nie przypadł do gustu.
Owszem, miejscami jest on najlepszy dla oddania klimatu rozmów politycznych na Syberii, gdzie zostało jeszcze bardzo dużo śladów po pustosłowiu, nowomowie, sianiu górnolotnymi zdaniami o niczym - o popieraniu, wdrażaniu, rozwoju i przewodnictwie. W tych miejscach mi się podobało. Ale nie w każdej sytuacji taka maniera się sprawdzała.
Ogólnie rzecz biorą książka nie jest zła. Ale mnie nie zachwyciła. Zakończenie powieści jest jej zaletą, ponieważ pozostaje otwarte i albo czytelnik sam sobie dopowie, jak mogła się ta historia zakończyć, albo autor planuje drugi tom. Jedno z dwojga. Czy będę czekała na kontynuację? Może powiem tak - nie z utęsknieniem, ale z pewną ciekawością, co to będzie. Bez fanatyzmu, że się tak wyrażę.