„Satelita” to powieść, którą napisał Aleksander Janowski- wielokrotny uczestnik sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, znający od podszewki tak wielkie korporacje jak Agencja Energii Atomowej, Konferencja do spraw Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Pewnie właśnie dlatego w swej najnowszej powieści pokazuje czytelnikowi jak działają mechanizmy tych wszystkich gigantów. Wszystko to jednak otoczone jest niezwykle interesującą fabułą sensacyjną.
Młoda Rosjanka Wala jest z wykształcenia geologiem. Wraz ze swym kolegą z pracy wyruszają na wycieczkę, na której dokonują przełomowego dla tej historii odkrycia- znajdują rozległe złoża berylu. Wkrótce po tym zostają wysłani w dwie odrębne ekspedycje, które jak gorąco przekonuje ich szef są czymś w rodzaju awansu. Ona jedzie do Republiki Południowej Afryki, aby tam brać udział w ekspedycjach naukowych, a on do Mongolii. Początkowo Wala zachwycona jest nowym światem i pracą. Wkrótce jednak okazuje się, że odkrycie berylu wywołało makabryczną lawinę zdarzeń- giną wszyscy powiązani ze sprawą. Wszyscy poza Walą. Autor popisał się również pod względem wątku miłosnego. I ten tutaj znajdziemy. Nie chcę zdradzać szczegółów, powiem więc tylko, że ma w nim swój udział nasz rodak- Jan.
Wszystko pięknie, wszystko ładnie. Każdy znajdzie w tej powieści coś dla siebie- tak można by pomyśleć po powyższym opisie, ale nie do końca tak jest. Było w tej powieści coś, co od samego początku mnie denerwowało. Najpierw nie wiedziałam, co to jest i dlaczego tak się dzieje, a kiedy już zdałam sobie sprawę, to zaczęło mnie to jeszcze bardziej irytować. Tym elementem były ciągłe przeskoki w sposobie prowadzenia narracji i to dosłownie zdanie po zdaniu. Najpierw więc narracja była prowadzona w czasie teraźniejszym, a następne zdanie w czasie przeszłym. I tak w kółko. Naprawdę można się nieźle zdenerwować. Jeśli już o styl chodzi, to był jeszcze jeden element, który mocno mnie denerwował podczas lektury. Autor nadużywa zaimków osobowych. Ciągle wykorzystuje w zdaniach „ona”, „on”, jakby nie mógł po prostu ukryć podmiotu, co przecież znacznie lepiej wygląda i brzmi, a i tak z kontekstu zdania byłoby wiadomo, o kogo chodzi.
Książka nie przypadła mi do gustu. Brakowało mi podstawowego elementu, który gwarantuje sukces każdej pozycji- wciągnięcia czytelnika w wir wydarzeń. Myślę, że autor za bardzo nastawił się na opisy i informacje gospodarcze i ekonomiczne, których w książce nie brakuje, a które sprawiły, że niestety z niecierpliwością przerzucałam wtedy kartki, aby sprawdzić jak długo jeszcze będę musiała je czytać. Bohaterów też nie zdołałam polubić. Nie chodzi o to, że byli niesympatyczni, ale narracja i nadużywanie zaimków osobowych sprawiły, że czułam jakby byli po prostu nierzeczywiści, a jak polubić kogoś/coś, co zdaje nam się, że nie istnieje? Chyba chodzi o to, żeby czytelnik czytając święcie wierzył, że to wszystko, co zostało opisane wydarzyło się naprawdę. No i na dodatek książce brakuje jakiegoś dobrego punktu kulminacyjnego, po którym nastąpiłoby zakończenie.
Dużo więcej akcji oczekiwałam od tej pozycji. Dużo więcej także pod względem stylu pisania. Zawiodłam się. Myślę jednak, że pozycja może się spodobać osobom zainteresowanym poznaniem od środka tego, jak wyglądają zależności między wielkimi korporacjami, a także tym, którzy po prostu lubią mieć to okraszone wątkiem sensacyjnym.