Scott Westerfeld to pisarz, który z pewnością zasługuje na uznanie, a mimo to mam wrażenie, iż jego twórczość w Polsce nie jest tak powszechnie znana, jak powinna. Powieść pt. "Brzydcy" skradła moje serce, a jej kontynuacja "Śliczni" tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Niedawno w bibliotece w końcu zauważyłam upragniony finałowy tom "Wyjątkowi". Oczywiście od razu go wypożyczyłam i pełna podekscytowania przystąpiłam do lektury i ach... cóż to była za przygoda!
Tally Youngblood to nastolatka, która żyje w dystopijnym świecie. W tym świecie każda osoba, która ukończyła szesnasty wiek życia ma obowiązek poddania się operacji, która zmienia go z Brzydkiego w Ślicznego. Perfekcyjną personę, której w zasadzie jedynym zmartwieniem jest to, jak i gdzie dobrze się zabawić. Główna bohaterka jednak odkryła, iż Śliczni są pustogłowi, a operacja nie zmienia tylko i wyłącznie ich wyglądu, ale także i sposób postrzegania świata. W wielkim skrócie: mają oni nie sprawiać żadnych problemów władzy.
Tally w trzecim, a zarazem finałowym tomie poznajemy jako Wyjątkową, a konkretnie Nacinaczkę. Nacinacze nie podlegają Wyjątkowym Okolicznościom i sami tworzą własne zasady. Bohaterka razem ze swoimi przyjaciółmi wyrusza na niebezpieczną misję, której celem jest odnalezienie Nowego Dymu. Miasto to jest zamieszkiwane przez zbuntowanych ludzi, którzy nie chcą poddawać się operacjom. Jak dalej potoczą się losy Tally?
Wiecie za co pokochałam trylogię Scott'a Westerfeld'a? Cóż, po pierwsze na pewno za okładki. Są okropne! Na myśl przychodzi mi seria Cassandry Clare z polskimi okładkami, które są po prostu tragiczne, ale treść - zachwycająca. W tym przypadku jest tak samo. Seria tego pisarza jest po prostu oryginalna, o co obecnie przecież ciężko. Nie brakuje powieści dystopijnych na rynku wydawniczym, a cykl Westerfelda na ich tle zdecydowanie się wybija. Pisarz dopracował każdy tom, stworzył spójną historię, którą się pochłania z wypiekami na twarzy. Prequel i sequel czytałam z niesłabnącym entuzjazmem, natomiast finałowy tom po prostu pochłonęłam.
Zakończenie niestety jako czytelnika niezbyt mnie usatysfakcjonowało. Odniosłam wrażenie, jakby pisarzowi na samej mecie zabrakło pomysłu na dokończenie całej historii. Fakt, nie było to najgorsze możliwe zakończenie, ale na pewno też nie takie, które wyjaśnia wszystko.
W tej części pisarz skupił się na Nacinaczach - jak już wspomniałam, nie podlegają oni Wyjątkowym Okolicznościom i sami tworzą swoje własne zasady. Scott Westerfeld rzucił na nich trochę światła w tym tomie, bo w poprzednich było o nich niewiele wspomniane. Śliczni, aby czuć się "pysznymi" musieli po prostu dobrze się bawić i ryzykować, bo przecież bez ryzyka nie ma zabawy. Nacinacze natomiast mają skórę poznaczoną bliznami, które sami sobie sprawiają - chcą czuć się bardziej "mroźnie". Ich twarze składają się z samych ostrych kątów i wgłębień, a dodatkowo pokrywają je blizny. Krótko mówiąc są po prostu... przerażający. Właśnie za nowatorską ideę Nacinaczy najbardziej doceniłam finałową część tej trylogii.
"Wyjątkowi" to popis umiejętności pisarskich Scott'a Westerfeld'a. Ten pisarz rzuca nowe światło na powieści dystopijne. Wyobraźnia tego autora wydaje się prawie że nieograniczona. Jeśli nadal nie czytaliście tej trylogii, to gorąco zachęcam Was do jej lektury!