Oczekiwałam od "Jadu" Daniela Karpińskiego zaskoczenia i niespodzianki. Szansę dostał kompletnie nieznany mi autor. Pomóc miały moja ukochana Hiszpania jako tło wydarzeń oraz okładka pozwalająca przypuszczać, że będzie to historia o prawdzie i sztuce. Tymczasem dostałam do strawienia posiłek złożony z przystawki, zupy, dania głównego i deseru... na jednym talerzu.
W osiemnastowiecznym Toledo Narcizio i Esperanza Tome kochają się i zdradzają, nienawidzą się i niszczą. Śnią i pożądają, zazdroszczą i toną w erotycznych uniesieniach. A wszystko to podczas projektowania i budowy ołtarza w katedrze oraz przeżywania przygód na skalę Trzech Muszkieterów.
Ta powieść to: teatr, przebieranki, awantury, pościgi i ucieczki. Częściowo otoczone woalem sennej mary, a częściowo ukryte w filozoficznych rozprawach.
Prosty język, a skomplikowane formy wyrazu. Labirynt myśli i wydarzeń pełen ślepych uliczek i zamkniętych przejść.
Niech obrazem będzie scena, w której żona ukryta pod przebraniem męża, wykorzystuje pomoc sklepową do oszukania kochanki, w ciele której (owa żona) nie tak dawno jeszcze zdradzała siebie ze swoim mężem, którego teraz udaje...
Istny barok - dziwny, nietypowy, pełen nieoczywistości i bogactwa, oddziałujący na wszystkie zmysły.
Najsłabszą stroną powieści są opisy scen erotycznych, których wielość nie idzie w parze z jakością. Ani jedna z nich niestety nie aktywizuje wyobraźni.
A prawdziwym zaskoczeniem jest to, że ta książka naprawdę "się czyta". Strona za stroną ucieka spod oka niczym zwinny awanturnik biegnący ulicami miasta snów.