"Widziałem ludzkie zwłoki w najrozmaitszym stanie. Wiedziałem, jak bardzo śmierdzą różne etapy rozkładu, i nawet potrafiłem je rozróżnić. Miałem do czynienia z ciałami spalonymi do kości albo zmienionymi w mydlany śluz po tygodniach leżenia w wodzie. Widok nigdy nie był przyjemny, ale to stanowiło nieodłączną część mojej pracy i myślałem, że jestem już na wszystko uodporniony.
Ale nigdy dotąd nie spotkałem się z czymś takim. Odór był niemal namacalny. Mdląco słodki, serowy smród rozkładającego się ciała, jakby wydestylowany i skoncentrowany. Przebijał się przez mentol pod moim nosem. W chacie aż roiło się od much, ale to drobiazg w porównaniu z gorącem.
W chacie było jak w saunie."
Stan Tennessee, USA. Amerykański Ośrodek Badań Antropologicznych, zwany inaczej Trupią Farmą. Miejsce, które przeciętnemu człowiekowi zmrozi krew w żyłach. Właśnie tu po latach wraca główny bohater powieści.
Angielski antropolog sądowy, David Hunter, aby uciec od wydarzeń, które miały miejsce w dwóch pierwszych częściach ("Chemia śmierci" oraz "Zapisane w kościach"), przybywa do Tennessee, gdzie spotyka swojego dawnego przyjaciela, Toma Liebermana. Ulega jego prośbie o pomoc w rozwiązaniu zagadki tajemniczego morderstwa w górskiej chacie i od tego momentu zaczyna się przerażająca i pełna zawrotów akcji pogoń za bezwzględnym seryjnym zabójcą.
Przyznam szczerze, że po dwóch świetnych książkach z doktorem Hunterem w roli głównej postawiłam panu Beckettowi bardzo wysoką poprzeczkę. Jednak z kolejnymi przeczytanymi stronami coraz bardziej uświadamiałam sobie, że ten człowiek jest genialny, jeśli chodzi o obrzydliwe i wywołujące gęsią skórkę opisy, a przede wszystkim mistrzem jest w wodzeniu czytelnika za nos. Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się wydarzy, kto będzie kolejną ofiarą i jak skończy się książka. A kończy się naprawdę szokująco. To jest jeden z powodów, dla których warto ją przeczytać.
Kolejnym powodem są bohaterzy. Wydaje się, że tworząc ich, Beckett dopracował każdy szczegół. David Hunter to postać wręcz tragiczna, człowiek, który nie może się uwolnić od wciąż prześladującego go pecha. W powieści pojawia się również przemądrzały psycholog, bezwzględny policjant, przyjazny i niezwykle inteligentny starszy antropolog, kilka wzbudzających ciepłe uczucia postaci pobocznych oraz przede wszystkim bezlitosny morderca.
Godnym uwagi zabiegiem, którego dokonał autor, jest przedstawienie historii także z punktu widzenia zabójcy. Poznajemy jego myśli, które są wyróżnione kursywą i napisane w drugiej osobie, co daje nam możliwość wejścia w jego skórę. Sama postać mordercy jest tajemnicza i szokująca - wraz z poznaniem kolejnych wydarzeń stawiamy sobie pytanie, czy człowiek naprawdę jest zdolny do takich czynów? Zadawanie ofierze bólu, obserwowanie jej cierpienia i pragnienie uchwycenia na zdjęciu momentu śmierci wzbudza najgorsze uczucia.
"Szepty zmarłych" to naprawdę świetny thriller, choć przeznaczony raczej dla ludzi o mocnych nerwach. Utrzymujący w napięciu, zaskakujący, czasem wywołujący obrzydzenie, lecz na pewno godny rekomendacji. Simon Beckett to niewątpliwie jedno z moich największych odkryć ostatnich lat i na pewno zabiorę się za "Wołanie grobu", czwarty (i, jak do tej pory, ostatni) tom powieści. Wam polecam to samo.