Faktem jest, że w 1909 roku Zygmunt Freud – kojarzycie tego pana, prawda? – przypłynął do Stanów Zjednoczonych, chcąc wygłosić tam kilka wykładów o psychoanalizie. Była to jego pierwsza i ostatnia wizyta w USA. Przez następne lata wspominał pobyt w Ameryce jako koszmar, a amerykanów zawsze nazywał dzikusami. Biografowie nie potrafią znaleźć przyczyny negatywnych uczuć Freuda do tego kraju. Jed Rubenfeld zainspirował się tym wydarzeniem i napisał obszerną powieść, która miałaby wypełnić ową lukę w życiorysie słynnego psychiatry.
W czasie, gdy Zygmunt Freud stawia pierwsze kroki na amerykańskim kontynencie, toczy się śledztwo brutalnego morderstwa pewnej pięknej arystokratki. Zabójca udusił ofiarę i zbiegł z miejsca zbrodni, nie pozostawiając po sobie zbyt wielu śladów. Wkrótce atakuje kolejny raz, jednak nie dochodzi do zabójstwa. Nora Acton przeżyła spotkanie z oprawcą i wydawało się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by wyjawiła wszystkim jego tożsamość. Nic bardziej mylnego. Kobieta jest w szoku. Straciła pamięć. Nie potrafi też wydusić z siebie żadnego słowa. Do sprawy włączony zostaje doktor Younger, który ma uleczyć młodą arystokratkę. Psychiatra obawia się jednak, że nie podoła zadaniu. Na szczęście zna kogoś, kto mógłby mu pomóc. Tak się złożyło, że ów człowiek przybył właśnie do Stanów Zjednoczonych…
Czasami czytelnik przypomina psa, któremu właściciel zamierza rzucić patyk. Zwierzak cieszy się, merda ogonem, w skupieniu obserwuje kawałek drewna, na który ma ochotę. Tymczasem człowiek macha drewienkiem, udając tylko, że go wyrzuca. Pies nabiera się, rusza z miejsca, lecz po chwili wraca. Nie jest zawiedziony, bo prędzej czy później dostanie swój patyk. Mniej więcej tak wygląda czytanie „Sekretu Freuda” Jeda Rubenfelda. Autor trzyma rozwiązanie zagadki i wymachuje nim we wszystkie strony.
Jed Rubenfeld lubi zaskakiwać. Bawi się czytelnikiem, podając mu dziesiątki tropów, którymi mógłby podążyć. W „Sekrecie Freuda” łatwo się pogubić. Wielowątkowość tej powieści sprawia jednak, że książka jest naprawdę wciągająca. Z jednej strony mamy szekspirowską łamigłówkę do rozwiązania, a z drugiej zawiłości ludzkiej psychiki, którym autor poświęca naprawdę dużo miejsca w swoim dziele. Ostatecznie głowa pęka nam od domysłów, z których najprawdopodobniej żaden nie jest właściwy.
Narracja powieści jest dwojaka. Niekiedy obserwujemy wydarzenia oczami doktora Youngera, a innym razem opisuje się je nam w trzeciej osobie. Możemy więc jednocześnie poznawać skomplikowane dylematy młodego lekarza oraz śledzić rozwój śledztwa i losy innych bohaterów. Dosyć ciekawą postacią jest detektyw Littlemore, którego początkowo uważamy za idiotę, lecz z czasem przekonujemy się o jego sprycie i inteligencji. Gość jest na swój sposób zabawny.
„Sekret Freuda” to powieść, którą należy czytać bez dłuższych przerw. Nie polecam odstawiania książki na kilka dni, chyba że macie naprawdę dobrą pamięć. Jed Rubenfeld wykłada prawo na Uniwersytecie Yale. Jego debiutanckie dzieło jest zawiłe jak kodeks prawny, ale z nudą nie ma nic wspólnego.