Szeroko rozumiana branża beauty nie leży w sferze moich głównych zainteresowań. Lubię dobry kosmetyk, często szukam nowości, ale nie uważam się za choćby młodszą specjalistkę w tej dziedzinie. Może dlatego osoba Caroline Hirons nie była mi wcześniej znana.
„Skin care. Bzduroodporny poradnik o pielęgnacji” Caroline Hirons w całości poświęcony jest skórze i jej pielęgnacji. Caroline Hirons to certyfikowana kosmetyczka, od 2010 roku prowadzi bloga, który może się poszczycić 120 milionami odsłon. Hirons ma ponad 35-letnie doświadczenie w obsłudze klienta, może się pochwalić 23 latami pracy w branży beauty. Jako konsultantka wielu marek kosmetycznych we wpisach na blogu i w mediach społecznościowych dzieli się opiniami na temat kosmetyków.
Dla wielu „Skin care. Bzduruudporny poradnik o pielęgnacji” będzie kompendium wiedzy. Trzeba przyznać, że w przystępny sposób kataloguje zagadnienia związane z pielęgnacją skóry. Całość podzielona jest na kilka części. Cześć pierwsza to krótki wstęp od skórze, porady jak dobrze myć twarz, jakich kosmetyków i w jakich ilościach używać, skóra a cztery pory roku, zabiegi medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej, jaki zabieg przed jakim ważnym życiowym wydarzeniem. Kolejna część poświęcona jest różnym typom skóry i problemom dermatologicznym (wzbogacona szczegółowymi zdjęciami). Część trzecia to wpływ starzenia się na naszą skórę. Kolejny rozdział to niezbędnik w kosmetyczce – co jest potrzebne dla kobiety w różnym wieku, typy kosmetyków. Ostatni rozdział to słów kilka na temat branży kosmetycznej, a całość kończy słowniczek wyrażeń przydatnych.
Muszę przyznać, że całość poradnika robi wrażenie – twarda oprawa, przyciągająca oko oprawa graficzna, wyraźne oddzielenie treści. Trochę gorzej jest z zawartością, bo mam wrażenie że autorka ma iście lekceważące podejście do czytelniczki. Nie radzi, a wywyższa się. W swoich wskazówkach nie buduje wrażenia autorytetu – coś odradza lub zakazuje, ale nie wyjaśnia jakie to miałoby skutki (niech przykładem będzie zalecenie, żeby nie ćwiczyć w pełnym makijażu lub żeby nie używać kosmetyków, które się pienią). Od osoby z tak bogatym doświadczeniem oczekuje się czegoś więcej niż „nie, bo nie”. Zabrakło naukowego podejścia i solidnych argumentów. Na szczęście koncentruje się jedynie na poradach dotyczących skóry – w pewnym fragmencie wspomina, że dzięki zmianie diety poprawił się jej stan skóry, ale nie poda co jadła a czego nie, bo nie jest dietetyczką (uff…).
W „Skin care” przeraża jedno – chaos. Część informacji powielona jest wielokrotnie. Chyba, że to zabieg celowy dla tych, którzy nie czytają po kolei, a jedynie wybiórczo interesujące fragmenty. Próba zbudowania koleżeńskiej stopy z czytelnikiem nie wypada zbyt dobrze – teksty w stylu „a teraz idź umyj twarz”, „kup sobie dobry krem zamiast torebki” czy ten o zakładaniu majtek na spodnie nie brzmią ani dobrze, ani zachęcająco. Wszędobylskie emotikony również nie wpływają na wiarygodność treści. Pod niektórymi fragmentami znalazły się polecajki kosmetyków – jak pisałam na wstępie branża beauty to nie mój konik, ale coś mi się wydaje że autorka bazuje jedynie na kilku znanych (i drogich) markach. Wychodzi na to, że „Skin care” to taki szerszy artykuł sponsorowany.
Jest kilka dobrych fragmentów i wskazówek, jak choćby to że skórę twarzy należy nawilżać i dobrze oczyszczać, niezależnie od typu. Całość napisana prostym i przystępnym językiem (momentami aż nadto…!), pozbawiona profesjonalizmu – a tego chyba można oczekiwać po takim „guru” branży. Bez konkretnej argumentacji to zwykła opinia.
Nie polecam, nie odradzam. O skórę trzeba dbać i tak!