Po przeczytaniu dwóch pierwszych części serii Zew Nocy australijskiej pisarki, byłam nastawiona na coś niezaprzeczalnie dobrego. Przyznam, że moja ocena jest mierna, jak na moje wcześniejsze oczekiwania. Czegoś mi brakowało. Okładka, jak w przypadku poprzednich książek, jest po prostu nieziemska, a to pierwszy czynnik, którym kierujemy się przy wyborze lektury. Chyba nie wspomniałam o tym przy poprzednich recenzjach, ale lepiej późno niż wcale.
"Kuszące zło" skończyłam czytać dwa dni temu i do tej pory dumam, co siedzi w głowie Arthur. W tych książkach było już wszystko! Walki, uprowadzenia, morderstwa, miłość, seks, cierpienie, tajemnice… Jeżeli miałabym wybrać powieść, która zaspokaja moje wymogi w stu procentach, oczywiście postawię na Zew nocy. Nie wiem za bardzo, co zawrzeć w tej recenzji, aby nie wyszło to zbyt chaotycznie. Zacznę od ogólnego opisu fabuły.
Największą obawą w życiu Riley jest fakt, iż pewnego dnia zostanie strażnikiem i będzie zmuszona do zabijania ludzi. Jednakże nie zależy to od niej. Departament Innych Ras wdraża ją w śledztwo, które dotyczy infiltracji bazy wroga, zebranie informacji i zniszczenie jej. Owym wrogiem jest Deshon Starr, odpowiedzialny za klonowanie i krzyżowanie gatunków psychopata. Riley razem ze swoim bratem oraz namiętnym koniokształtnym znajdują się dosłownie w paszczy lwa. Nieoczekiwanie zawierają układy, które mają na celu pomoc w unicestwieniu Starra w zamian za przysługi dla informatorów. Pomijając wartką akcję oraz następstwa zdarzeń, dhampirka ma na swojej głowie również problemy miłosne. Mianowicie stary wampir, Quinn oraz seksowny wilkołak Kellen ubiegają się o względy dziewczyny. Jednak Riley nie chce związku na wyłączność… Szczęśliwie jeden z nich w ostatniej chwili zdaje sobie sprawę, co może stracić.
Ogólnie rzecz ujmując – bawiłam się fantastycznie przy tej książce. Dużo śmiechu, akcji, pożądania. Zdarzało mi się otworzyć oczy ze zdziwienia tak bardzo, że wyglądały jak pięciozłotówki w pełnej krasie. Wszystko pięknie, lecz jak zawsze, również i tutaj mam jedno „ale”. Otóż wyłapałam kilka niedociągnięć. Przykładem może być, jak przy przygotowaniach do akcji, a konkretniej modyfikacji wyglądu dhampirki, pamiętam, że Liander zmienił kolor skóry dziewczyny na ciepły odcień złota. Gdy następnego dnia dziewczyna uciekała z miejsca zbrodni, „jej blada skóra lśniła w świetle księżyca”.
Uważam, że autorka przesadziła ze sceną walki samców o względy samicy. Tak samo zachowanie Riley w tej sytuacji było przerysowane i po prostu dziwaczne, zbyt wyrachowane. Autorka dowiodła tym, że w żadnej książce nie może zabraknąć aspektu trójkąta miłosnego. Bardzo irytujący szablon.
Co przypadło mi do gustu? Na pewno to, że tak jak w poprzednich częściach, również i tutaj klimat tej książki jest namiętny, pełen akcji i tajemnic. Podoba mi się otwartość, której nie zabrakło, jak i poczucie humoru.
Mam lekki niedosyt, co jest oczywiste po zakończeniu książki w tenże sposób. Stwierdzam jednak, iż jest to pozycja warta poświęconym godzinom czytania. Czekam niecierpliwie na kolejną porcję niezapomnianych emocji i gorąco polecam.