Jest listopad 1981 roku. To ważna data, wszyscy ludzie w średnim wieku pamiętają noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Wszyscy młodzi znają ją z opowiadań rodziców tudzież z lekcji historii. W pewnym prowincjonalnym miasteczku jest teatr. W teatrze wystawia się sztuki. Dyrektor próbuje jakoś panować nad artystycznym chaosem w swojej placówce, ale marnie mu to wychodzi. Wiadomo - kryzys. Panuje powszechny deficyt wszystkiego, a aktor, choć artysta i powinien żyć sztuką, to jednak nie chce. Okazuje się, że musi jeść. Wypić też musi.
No i pani Gutowska daje nam zabawny obrazek z życia takiego właśnie prowincjonalnego teatru w przededniu stanu wojennego. Jest to obrazek zabawny. Wszelkie ówczesne bolączki obróciła w żart - braki w zaopatrzeniu we wszystko, stanie w kilometrowych kolejkach po wszystko, wiodącą siłę partii komunistycznej w osobie miejscowego kacyka Martela, przewodniczącego miejscowej Solidarności w osobie (nomen-omen) Pałęty, konspirację w osobie przedsiębiorczej i mało zorganizowanej Magdy. A w tym wszystkim miota się dyrektor teatru Zbytek i próbuje zadowolić wszystkich - i sekretarza partii, który dziwnym trafem zalągł się w teatralnym barze i nie chce go opuszczać (czyżby dla smakowitych potraw pani Amelii?) i księdza z jego "Pastorałką", którą uparł się wystawić na Boże Narodzenie. To zadowalanie wszystkich, lawirowanie i robienie dobrej miny do złej gry nawet mu nieźle wychodzi. Lata wprawy.
Książka ta pokazuje życie w 1981 roku w krzywym zwierciadle. Owszem, pośmiałam się, ale wiem, że jest to śmiech gorzki. Nie było przecież tak zabawnie, nie wszystko kończyło się tak dobrze i nie zawsze następował szczęśliwy przypadek ratujący wszystkim skórę. Ale że to była epoka kolesiów i układów i że spotkanie kumpla z wojska często ratowało - to fakt.
W każdym razie jest to lektura lekka, co sugeruje już tytuł. Dobrze się ją czyta, polecam jako książkę rozrywkową. Arcydzieło epokowe to nie jest, ale myślę, że tym starszym przypomni absurdy PRLu, a tym młodszym pokaże, jak to drzewiej bywało. Bo czasami aż trudno uwierzyć, że te głupoty, te brednie wygadywane przez przedstawicieli "przewodniej siły narodu" wciąż budzą nostalgię niektórych ludzi. Naprawdę! Są tacy, którzy wzdychają, aż firanki falują, za tamtą epoką. To był raj dla wszelkiego autoramentu cwaniaków i kombinatorów. Uczciwy człowiek miał ciężko. Ale nie to jest przedmiotem mojej opinii.
Książka była bardzo dobra. Humor przedni. Polecam!