Miałam ogromne, wręcz niebotyczne oczekiwania co do tej książki. Nie ukrywam, że nawet liczyłam na drugiego “Drooda”. Chyba na żadna przesylkę w tym roku tak nie czekałam jak na paczkę z powieścią McCammona. Obiecałam sobie, że jak tylko trafi w moje łapki to rzucam wszystkie inne aktualnie czytane książki i biorę się za czytanie tej cegły. Po takim wstępie pewnie umieracie z ciekawości czy “Speaks the Nightbird” sprostał moim - nie ukrywajmy - wielce wygórowanym oczekiwaniom czy kolejny, nie liczę nawet który raz skończyło się na przereklamowanym paździerzu. Spokojnie - puls Wam może zwolnić. Nie lubię szafować takimi słowami jak “genialny” czy “arcydzieło”, dlatego ograniczę się do stwierdzenia iż była to wyborna uczta czytelnicza! Bez dwóch zdań w ocenie Michelin gwarantowane - 3 gwiazdki, a 3 ciężkie, niezgrabne i po prostu brzydkie opony.
„Speaks the Nightbird” to jedna z tych książek, które jednocześnie chce się jak najszybciej przeczytać - bo historia tak pasjonująca i pełna tajemnic, których rozwiązanie chce się poznać tu i teraz, a jednak z drugiej strony - łezka się w oczu zakręca na samą myśl o zamknięciu ostatniej strony. To również jedna z tych książek, których czytanie nie polega jedynie na wodzeniu oczami po kolejnych przekręcanych stronach. Tę powieść się przeżywa - w trakcie lektury można się poczuć jakby było się uczestnikiem opisywanych wydarzeń. Myśleliście, że na tym koniec moich moich peanów pod adresem tego monumentalnego dzieła? Błąd, to lecimy dalej! “Speaks the Nightbird” wytwarza w czytelniku istny wulkan emocji - mamy tu pełen przekrój - od śmiechu i radości - przez strach i współczucie - aż po wściekłość i smutek. McCammon posiada ten niezwykły pisarski talent, że potrafi “kupić” czytelnika już od pierwszych stron. To już kolejna książka, która utwierdza mnie w przekonaniu, że jak mało który współczesny autor grozy autor potrafi on zarówno wymyślić i poprowadzić rewelacyjną i intrygującą fabułę jak i wykreować nad wyraz barwnych i fascynujących bohaterów. Tutaj każdy jest jakiś - nawet postaci drugoplanowe mają charakter, nie są nudnymi plastusiami i budyniami. Główny bohater - Matthew Corbett to jedna z najciekawszych i bardziej skomplikowanych postaci w literaturze. Ahhhhhhh, jaki on jest cudowny - błyskotliwy, wybitnie inteligentny, o ciętym języku. Instant crush! (Och, chwila podobno podobieństwa się nie przyciągają - to nie mam szans xd) To co jeszcze tak wyróżnia “Nightbird” i zasługuje na ogromne brawa to miszmasz gatunkowy. Jak większość powieści Simmonsa tak i dzieła McCammona nie sposób zaszufladkować w jednym gatunku - fikcja historyczna przeplata się tu z kryminałem, a i nie brak elementów charakterystycznych dla literatury grozy.
Ja wiem, że ta opinia, aż ocieka lukrem, ale naprawdę nie mam się tu do czego przyczepić. Nawet gdyby kazano mi - pod groźbą przymusowego czytania całej Chyłki - znaleźć w powieści jakieś mankamenty - no to niestety - będę cierpieć męki i katusze, bo nawet na siłę żadnych wad nie jestem w stanie znaleźć.
Z jednej strony współczuję Wam, że na lekturę tej znakomitej powieści będziecie musieli czekać jeszcze parę miesięcy, a z drugiej zazdroszczę, że ta niepowtarzalna przygoda jeszcze przed Wami.