Na „Spiski” natknęłam się przypadkiem, krążąc wokół empikowych półek obładowanych literaturą polską. I oto pojawił się Kuczok. Nazwisko znane, okładka przyzwoita, nieco folklorem owiana, czemu by nie. (Jak widać nie hołduję tej narodowej tradycji nie oceniaj książki po okładce. Okładka dużo mówi. Czasami.)
Utwór stanowi zbiór pięciu opowiadań, które autor wyciął z z życiorysu bohatera od 1982 do 2000 roku, wtłaczając w książkową formę. Zatapiając się w głąb dzieła przybiera ono obraz graniczący z groteską, absurdem, stanowiący potencjalnie realny wizerunek rzeczywistości jednak balansujący na granicy z literacką fikcją.
Już z pierwszym rozdziałem moja niechęć do książki osiągnęła apogeum, jedynie za sprawą osobistych uprzedzeń i jedynie chwilowe. Przeniosła mnie w realia małego nieokreślanego bohatera płci męskiej, sprawującego jednocześnie rolę narratora, który z dziecięcą radością i podnieceniem wyczekuje mundialu. Ów mundial zniechęcił mnie do granic możliwości. Na szczęście wydarzenia sportowe okazały się być tylko niewinnym tłem biegu wydarzeń pierwszego opowiadania.
Cała akcja, jak na przygody tatrzańskie przystało, osadzona jest w podhalańskich rejonach. Tym samym idealnie oddaje specyficzną góralską mentalność, skupiając się na ich ponadprzeciętnym zamiłowaniu do wódki.
W następnych rozdziałach obserwujemy stopniowo dojrzewającego bohatera, jego dziwne, nierealne poczynania, inicjacje, orgie, naturalnie zmieniające się z wiekiem postrzeganie świata i relacji międzyludzkich. Nie brak iście erotycznych momentów przeładowanych specyficznym humorem, obok których wplata się również refleksyjny ton dzieła.
Wszystko utrzymane jest w lekkiej, zabawnej formie. Ponadto rola języka w utworze pełni jedną z ważniejszych, jak nie najważniejszą, funkcję. Nie brak tu dialektów góralskich, oddających specyficzny klimat tamtego miejsca, widoczna jest luźna gra słowem, czasem przewinie się wyraz oficjalnie uznany za wulgarny, który nadaje czegoś w rodzaju pikanterii.
Ta książka spełnia funkcję dobrego odstresowywacza. Czyta się ją lekko i szybko, niestety nie stanowi ona utworu, które pretendowałoby do roli arcydzieła, gdyż nic cennego do szarej egzystencji nie jest w stanie wnieść, poza chwilowym śmiechem, przeplatającym się z momentalnym zażenowaniem. Polecana więc dla miłośników umiarkowanych emocji.
Podsumowując: na tylnej części okładki widnieje opinia Jerzego Stuhra, który spójną formę, wyrafinowany język i humor książki porównuje do dzieł Gombrowicza. O ile Gombrowicz w swoich książkach między swą kunsztowną formę wplatał również drugie dno, morał, prawdę uniwersalną, nadającą głębię jego utworom, o tyle wyraźnego przesłania w książce Kuczoka dopatrywać się na próżno.