Chylę czoła Cassandrze Clare za stworzenie fascynującego świata przedstawionego w cyklu „Dary Anioła”, ale nie sądziłam, że może podtrzymać poziom poprzednich książek. W „Mechanicznym aniele” najtrudniejszym wyzwaniem było z pewnością utrzymać powieść w klimacie wiktoriańskiego Londynu - pisarka musiała naprawdę dużo dowiedzieć się o tych czasach, o panującej tam modzie i wiele innych rzeczy. I tym razem nie zawiodłam się na Cassandrze Clare.
Tessa Gray przemierza ocean na pokładzie Main; z portu miał ją odebrać brat, Nathaniel, lecz jego nigdzie nie ma, a tajemnicze Mroczne Siostry porywają dziewczynę i więżą w swoim domu, szantażując ją życiem Nate'a. Nagły obrót spraw sprawia, że Tessa wydostaje się z więzienia wraz z Nocnymi Łowcami, którzy przyszli tam w zupełnie innym celu. W Instytucie czuje się dziwnie i ciągle myśli, że chcą wykorzystać jej dar, bowiem Tess, dotknąwszy jakiegokolwiek przedmiotu należącego do kogoś, może zmienić się w tą osobę. W końcu zaczyna im ufać. Poznaje tamtejszych mieszkańców - nieznośnego Willa, tajemniczego Jema, twardą Charlotte i jej nieco świrniętego męża Henry'ego, wyniosłą Jessamine oraz woźnicę Thomasa, służącą Sophie i kucharkę Aghatę. Jednak Nathaniel nadal jest więziony, a nikt nie wie, gdzie. Plan, w którym ma uczestniczyć Tessa jest ryzykowny, ale może ocalić jej brata, jednocześnie pokonując Mistrza, którego tożsamości nikt nie zna...
Powieść była tak dobra, jak inne tej pisarki. Prosty język, liczne opisy wiktoriańskiego Londynu i lekkie pióro od pierwszych stron podbiły moje serce. Ponownie chylę czoła Cassandrze Clare za stworzenie wspaniałych bohaterów, choć wadą jest, że Will okropnie przypominał mi Jace'a. Może taki był zamiar autorki, ale nie podobało mi się to. Polubiłam za to Jema, który był taki... spokojny i rozsądny, choć miał pewną słabość. Nie zdradzę, jaką, bo chcę, byście mieli zaskoczenie. I oczywiście nie mogę nie wspomnieć o postaci, którą uwielbiam od samego początku świata Nocnych Łowców - Magnus Bane jest czarujący nawet w tej książce i pomaga Nefilim. Uśmiechałam się ciągle, czytając fragmenty z nim związane.
Akcja rozwija się naprawdę szybko, choć początek - przyjazd Tessy do Londynu i jej pobyt u Mrocznych Sióstr - nieco mi się dłużył. Autorka miała naprawdę dobry pomysł na powieść tego rodzaju i umiejętnie go przedstawiła. Każda postać była dobrze zarysowana, odrębna; prócz tego nieszczęsnego Willa, który nie przypadł mi do gustu. Podobało mi się też to, jak przedstawiony został Londyn - nie jak wspaniałe miasto z jakże wspaniałą architekturą, ale deszczowo, szaro i jakoś tak nijako; tak, jak jest naprawdę. Historia Jema ścisnęła moje serce, omal się nie popłakałam, ale ja zawsze byłam zbyt wrażliwa. Z czasem jednak Tessa zaczęła działać mi na nerwy. W domu Mrocznych Sióstr wydawała się być zagubiona, spokojna, a trafiwszy do Instytutu, zaczęła nagle stroić fochy i łamać zakazy. Była po prostu irytująca.
Twórczość Cassandry Clare wręcz ubóstwiam i ta książka przerosła moje oczekiwania, mimo kilku wad. Ale przecież nikt ani nic nie jest idelane, prawda? Wiktoriański Londyn był wspaniale opisany, podobnie ubiór bohaterów i ich poglądy. To właśnie te dawne czasy nadają klimatu powieści. I oczywiście - jak mogłabym nie wspomnieć - Magnus Bane. Ta postać przewija się przez wszystkie części „Darów Anioła” i właśnie przez „Mechanicznego anioła”. Reasumując: jeśli masz przeczytane „Dary Anioła”, sięgnij bez chwili wahania, jeśli zaś nie - odpuść sobie, bo wiele nie zrozumiesz.