W tym tomie przygód nastoletniej Hailie pozornie niewiele się dzieje. Dziewczyna dużo podróżuje po świecie. Albo rejs luksusowym jachtem po Morzu Śródziemnym, albo wypad do babci na Wyspy Kanaryjskie, spontaniczna wycieczka z Willem nad wodospad Niagara, przejażdżka po wzgórzach Hollywood, odwiedziny u cioci i wujka. A do tego same dobre restauracje, wypełnione przepychem hotele, piękne widoki i miejsca, w których normalny człowiek nigdy nie postawi stopy ze względu na koszt takich przyjemności. Ale Monetowie są młodzi, atrakcyjni, świetnie ubrani, bogaci i korzystają z życia. Bo ich stać. Hailie coraz swobodniej czuje się ze swoim statusem społecznym i z wielkimi pieniędzmi, z których może korzystać do woli, co w końcu zaczyna robić. Bo wreszcie czuje się w tej rodzinie jak u siebie. Jak jedna z Monetów, która może na tych samych prawach korzystać ze wszystkiego, co oferuje jej świat. A właściwie mogłaby, gdyby nie bracia, którzy starają się kontrolować każdy jej krok. Mimo że dziewczyna powoli wkracza w dorosłość, traktują ją nadal jak małą dziewczynkę i nie pozwalają na nic. Ci młodsi bracia, bo Vince trochę odpuszcza. Po poważnej rozmowie z Vincentem, nastolatka otrzymuje od niego trochę więcej swobody, chociaż nadal jej ochroniarz musi mieć na nią oko, co oznacza, że chodzi za nią wszędzie jak cień. Jednak mimo tego cienia widać zmianę, również dzięki kontaktom Hailie z ciocią. Dziewczyna zaczyna poznawać uroki dorosłości. Robi rzeczy, na które wcześniej nigdy by się nie zdecydowała. I ma przed braćmi tajemnice. Buntuje się, ale robi to mądrze. Wydaje się, że zanim coś zrobi, najpierw myśli. Wydaje się tak przynajmniej do ostatnich stron, kiedy podejmuje bezmyślne działanie, narażając tym samym całą rodzinę na niebezpieczeństwo, a przede wszystkim jednego jej członka, któremu zapewnienie bezpieczeństwa jest kluczową sprawą dla całej rodziny. W tym miejscu ta część się urywa. I trzeba przyznać, że ta scena podnosi ciśnienie i każe z niecierpliwością wyczekiwać na kolejną część trzeciego tomu.
O ile przez całą książkę praktycznie dzieje się to samo, czyli włóczenie się po świecie, epatowanie bogactwem, a przy okazji psucie i naprawianie relacji, to końcówka nadrabia akcją, napięciem i emocjami za całą książkę. Ta część być może jest trochę słabsza niż poprzednie książki, bo nikt nikogo nie porywa, nikt do nikogo nie strzela, wszyscy się kochają i żyją we względnym spokoju, pomijając kłótnie między rodzeństwem, pewne komplikacje w życiu seniora rodu i kilka nowo odkrytych przez Hailie tajemnic rodzinnych. Jest taka miła, przyjemna, pozwala obserwować zmiany zachodzące w Hailie, to, jak nabiera coraz większej pewności siebie, jak zaczyna coraz więcej rozumieć, jak dorasta. Jest to jednak świetny wstęp do tego, co będzie się działo dalej, bo końcówka zapowiada niezły huragan emocji i wrażeń, którego już nie mogę się doczekać.
Jednym z najmocniejszych punktów powieści jest kreacja postaci i rozwój relacji między nimi. W tym tomie Hailie wyjaśnia sobie z Tony’m kilka spraw, atmosfera między nimi się oczyszcza. Zmieniają się też trochę jej stosunki z Dylanem. To dwaj bracia, którzy mają z Hailie od początku najbardziej napięte relacje. Nieustannie zachwyca mnie fakt, jak bardzo zgrana jest ta rodzina. Jak wszyscy się o siebie troszczą i mimo nieporozumień zawsze stawiają rodzinę na pierwszym miejscu. Podoba mi się również, jak autorka zobrazowała proces wchodzenia Hailie w dorosłość. Wypada to bardzo naturalnie. Dziewczyna dojrzewa na oczach czytelnika, przechodzi metamorfozę, która z tomu na tom zachwyca coraz bardziej. Ewoluuje również styl autorki, z każdym kolejnym tomem jest coraz lepiej.
Rodzina Monet po raz kolejny porwała mnie w swój niezwykły świat i po raz kolejny całkowicie się w tej historii zatraciłam. Niezmiennie cały cykl polecam!