Ciekawa jestem, jakie były wasze dziecięce marzenia o idealnej szkole. Jestem przekonana, że każdy z Was o tym fantazjował. Ja też.
Chciałam chodzić do szkoły, która mieściłaby się w zamku. Na najwyższym piętrze byłyby wspólne pokoje, w których mogłyby nocować dzieci, które nie chcą wracać do domu. Spędzałybyśmy tam razem czas z koleżankami, niczym w internacie, trochę jak we francuskiej bajce "Madlen". Lekcje byłyby ciekawe i prowadzone przez nieco szaloną nauczycielkę, trochę jak Pani Loczek z bajki "Magiczny autobus". Chciałam, by każdy był w szkole za coś odpowiedzialny - ktoś hodowałby kwiaty, ktoś opiekował się zwierzętami, które mieszkałyby w szkole, a ktoś inny wyręczał w obowiązkach panie woźne. Chciałam, by szkoła miała tajemnicze miejsca do odkrywania, jak strych czy piwnica.
Niestety nic z tego w dzieciństwie nie dostałam. Moi rodzice zapewnili mi wspaniałą edukację domową od najmłodszych lat. Zerówka i pierwsze klasy szkoły podstawowej były dla mnie niezrozumiałe. Po prostu się tam nudziłam, zdobywanie wiedzy w tych latach nie wiązało się z niczym ekscytującym. Wszystko to już umiałam, a często sprzeciwiałam się robieniu rzeczy, które wydawały mi się absurdalne. Moją pierwszą ocenę niedostateczną dostałam w drugiej klasie podstawówki na religii. Ksiądz kazał nam narysować w katechizmie grób bliskiej osoby. Nie narysowałam go, bo nie miałam nikogo bliskiego na cmentarzu. Nie zrozumiał. Kazał narysować więc przypadkowy grobowiec. Nie chciałam tego zrobić, bo bałam się, że ściągnę na rodzinę klątwę, więc wpisał do dziennika jedynkę. Czujecie ten absurd.
Szkoła zdecydowanie mnie nudziła. Dziś wiem, że potrzebowałam czegoś więcej, by dostać taką szkołę na jaką zasłużyłam. Niestety nic z tych planów się nie ziściło. Za to, razem z dziećmi z okolicy tworzyliśmy szkołę po szkole. U koleżanki w garażu. Starsze dzieci uczyły młodsze, a młodsze pozwalały w starszych obudzić duch dziecka. Robiliśmy gazetki ścienne o porach roku, nietypowych świętach lub o tym, co kto chciał. Wydawaliśmy własną prasę w zeszytach 16 kartkowych i roznosiliśmy po domach. W tej szkole były z nami nasze psy, koty i nasze rodzeństwo, które jeszcze nie potrafiło mówić. Ale tam czułam się dobrze.
Dziś jestem dorosła, skończyłam polonistykę i nauczanie wczesnoszkolne i przedszkolne. Po epizodzie pracy w przedszkolu wiem, że szkoła to nie miejsce pracy dla mnie. Jestem za mała, by coś zmienić.
Nie mogę tego powiedzieć o bohaterach książki Marii Hawranek, oni mieli w sobie siłę i moc, by wdrożyć nowe metody nauczania i stworzyć szkoły, do których dzieci chcą chodzić.
Na szczęście dziś jest to bardzo modne i rodzice przywiązują ogromną wagę do wyboru szkoły swoich dzieci, zwłaszcza w dużych miastach. Hawranek w swojej książce zrobiła przegląd najbardziej ciekawych i dobrze prosperujących szkół.
Prym wiedzie edukacja oparta na metodzie Marii Montesori, czyli autonomii poznawczej dziecka, które prowadzi go do samodzielności. Hawranek poświęca jednej ze szkół prowadzonej w duchu tej metody obszerny rozdział. Zachęcam Was do przeczytania, chociażby po to, by wiedzieć, kim była ta znana lekarka i jak wiele zawdzięcza jej współczesna edukacja.
"Szkoły, do których chce się chodzić" to wspaniała książka, która w każdym rozdziale odkrywa przed czytelnikiem rodzaj szkoły. W tej szkole pracują nauczyciele, których trudy i początki pracy opisała autorka. W tej szkole są także dzieci, dlatego Hawranek nie boi się ukazywać tego, co chcą nam przekazać. Z naturalną swobodą reporterki pokazuje, co martwi dzieci, a co tak naprawdę je cieszy. Wszystko po to, by stworzyć szkołę idealną.
W publikacji wydanej nakładem Wydawnictwa Znak przeczytacie o szkołach waldorfskich, demokratycznych czy o szkołach leśnych, które ostatnio są moim faworytem. Przeczytacie także o tym, jak funkcjonują szkoły w innych państwach, zwłaszcza skandynawskich, i czego jeszcze możemy się od nich nauczyć.
System edukacji w Polsce nadal jest widmem przeszłości, przez które czasem przebija się słońce. Tym słońcem są właśnie szkoły opisane przez Marię Hawranek w książce "Szkoły, do których chce się chodzić". To szczególnie ważna publikacja dla nauczycieli, którzy nadal nie potrafią odpuścić oceniania, którzy nie rozumieją, jak ważne w życiu dzieci są kompetencje i ich rozwijanie. To także książka dla rodziców, którzy stoją przed wyborem, jaką szkołę wybrać dla swojego dziecka, by odbiła się na sukcesie, który w życiu osiągnie.