„Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.”
John Green to amerykański autor piszący książki przede wszystkim dla młodzieży. Nie są to byle jakie książki, bo górują one na listach The New York Timesa. Również na Waszych blogach, jak zauważyłam, spotykają się z dużym uznaniem.
Do tej powieści zabierałam się z ogromnym zapałem i nadzieją na coś wspaniałego. Tyle pozytywnych recenzji przeczytałam! Nie miałam pojęcia czego się spodziewać po tym nieznanym mi dotąd autorze, którego niektórzy uznali już za geniusza.
Całą historię poznajemy dzięki głównemu bohaterowi Milesie, który spełnia tu rolę narratora. Wszystko zaczyna się, gdy chłopak przenosi się do szkoły z internatem. Nie jest on typem najpopularniejszego ucznia. W poprzedniej szkole był niezbyt lubiany. W obecnej znalazł jednak ludzi, którzy nadali jego życiu sens. Przede wszystkim poznał Alaskę Young, piękną i równie szaloną dziewczynę o osobowości, której nie spotyka się na co dzień. Cały prywatny świat Milesa zmienia się nieodwracalnie, gdy zakochuje się on w tej niesamowitej buntowniczce. Poprzez jego myśli, dowiemy się o intensywności uczucia jakim jest miłość oraz o szukaniu sensu istnienia, bądź Wielkiego Być Może, jak to główny bohater nazywa.
Dobrym określeniem tej książki będzie chyba słowo „magiczna”. Mogłabym też powiedzieć, że jest ona zaskakująca i piękna. Jest też głęboka jak kopalnia, z której wynosimy tony złotych myśli i refleksji. „Szukając Alaski” to utwór, który jest odpowiedzią na pytania o młodość, miłość i przyjaźń. To wskazówka dla nas, jak przejść przez życie, to nauczyciel, który chce nas nauczyć, jak wstawać po upadkach. Pokazuje to wszystko na przykładach, ale nigdy nie nakazuje, nigdy nie zabrania. Nie dziwię się, że John Green zdobył dużą popularność. Potrafi on ubrać w słowa to, co większość chce usłyszeć lub powiedzieć, ale nie wie w jaki sposób. Porusza tematy, które interesują każdego młodego człowieka. Doprowadza nas do śmiechu, aby za chwilę wyciskać z nas łzy.
Od samego początku pisarz wzbudzał we mnie wątpliwości. Kolejne wydarzenia rozpoczynają się słowami : 120 dni przed, 85 dni przed, 24 dni przed… Nie wiedziałam, co się może zdarzyć. Czytałam w niepewności, przebrnęłam przez wiele z stron z ogromnym uśmiechem na twarzy. Nie mogłam przestać czytać, gdyż dni Przed były coraz bliższe zera. Ja natomiast w głowie miałam miliony pomysłów na to, co zdarzy się w tym ostatecznym dniu. Ten zabieg, który wprowadził autor, jest naprawdę bardzo dobry. Również bohaterzy są, moim zdaniem, genialnie wykreowani. Każdy z nich wydawał się być tak bardzo prawdziwy, że miałam wrażenie, jakbym czytała czyjąś historię, jakbym mogła do nich zadzwonić i spytać co u nich słychać. Dlatego też, tym bardziej zżyłam się z nimi i tym bardziej płakałam, gdy działo się coś złego. To, co się działo przeżywałam tak, jakby dotyczyło to moich prawdziwych znajomych. Kończąc książkę, miałam wrażenie jakby odebrała mi ona część duszy. W końcu są książki, które lubią zmieniać nasze życie.
„Szukając Alaski” to przepiękna książka, która wzrusza i rozbawia. Pokazuje też, co w życiu jest naprawdę ważne, ale wybór pozostawia czytelnikowi. Mówi ona o rzeczach, które są w życiu najważniejsze i zarazem najtrudniejsze. Jestem przekonana, że niejednego z Was doprowadzi do łez, a już na pewno do refleksji. Szczerze polecam, bo jest ona jak najbardziej warta przeczytania!