Potrzebowałam odpoczynku od pisania recenzji i czytania, ale już wracam ze zdwojoną siłą. Dzisiaj na tapecie „Prywatny ochroniarz” Caroline Angel. Do przeczytania tej książki zachęciły mnie bardzo pochlebne opinie. Czy powieść spełniła moje oczekiwania? O tym już za chwilę.
Zacznijmy jednak od tego o czym jest właściwie ta historia. Phoebe Green jest córką znanego i szanowanego architekta, dziewczyna rękami i nogami broni się przed każdym ochroniarzem, którego zatrudnia jej ojciec. Powodem takiego zachowania jest jej przeszłość, o której dziewczyna nie chce mówić.
Pewnego dnia posadę tę otrzymuje Dylan, który w trakcie pracy jest profesjonalistą, ale w gruncie rzeczy to dwudziestokilkulatek, który lubi się zabawić. Właściwie praca dla panny Green na początku jest dla niego drogą przez mękę, ponieważ dziewczyna nie ma najmniejszej ochoty się z nim dogadać, a przez większą część czasu robi mu na złość.
Jednak wszystko komplikuje się jeszcze bardziej gdy Phoebe zaczyna otrzymywać anonimowe listy od pewnego mężczyzny.
No i tutaj zaczynają się schody, bo bardzo ciężko jest mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Żeby było przyjemniej zacznę od plusów, bo oczywiście takie są.
Po pierwsze, sam zamysł na fabułę jest według mnie bardzo interesujący. Jest romans, jest akcja, mamy tajemnicze i dziwne listy. Do tego główna bohaterka ma pracę i jest w niej dobra, co bardzo mi się podoba, bo nie jest księżniczką na ziarnku grochu, której wszystko się należy.
Po drugie, podobało mi się rozwiązanie akcji sekretnego adoratora. Miałam swoje podejrzenia, jednak zupełnie się one nie sprawdziły. Dlatego byłam zaskoczona i ta kwestia wypadła jak najbardziej na plus.
Jednak uważam, że jest w tej książce znacznie więcej minusów. Przez przede wszystkim Phoebe przez pierwsze ponad 100 stron doprowadzała mnie do szału swoim absurdalnym wręcz zachowaniem., Ucieczki przed Dylanem, czy robienie mu na złość niesamowicie mnie denerwowało. Czy tak zachowuje się dorosła, poważna osoba? Nie.
Podobnie sprawa na się z Dylanem, który w jednej chwili zarzeka się, że jest profesjonalistą, a w drugiej zgadza się nie mówić swojemu przełożonemu o listach od tajemniczego adoratora. Przypominam, że to właśnie ojciec Phoebe go zatrudnia.
Kolejna kwestia dotyczy przeszłości dziewczyny, wątek ten został potraktowany po macoszemu i myślę, że książka bardzo wiele na tym traci..
Bardzo nie podoba mi się również to, w jaki sposób zostali wykreowani znajomi głównych bohaterów. Odnoszę wrażenie, że jedynym ich zadaniem było namawianie Phoebe i Dylana, żeby poszli ze sobą do łóżka.
Wszystkie minusy utwierdziły mnie to w przekonaniu, że nie jest to książka dla mnie.
Wiem, że jest wielu zwolenników tej powieści i świetnie. W końcu najważniejsze, że pozycja znalazła swoje grono odbiorców i wiem, że są osoby, które są nią zachwycone. Ja raczej do niej nie wrócę, bo nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia, zbyt wiele rzeczy mnie w niej irytowało. Nie wykluczam za to sięgnięcia po kolejne książki autorki, bo życie nauczyło mnie, że nie należy oceniać czyjejś twórczości tylko po debiucie.