Ależ to było obrazowe. Tak, to muszę powiedzieć już na samym początku mojej recenzji - obrazowanie udało się w tej powieści bardziej niż dobrze. Czujemy dokładnie każdą z opisywanych scen, każda z nich wdziera nam się w umysł tak, jak powinny się one wdzierać w takiej naprawdę dobrej literaturze. Czujemy ludzkie emocje, ból, zaskoczenie, strach, niepewność (tak, nie da się ukryć, dominują tu te nie najlepsze z uczuć :)), czujemy miejsca w których rozgrywa się akcja książki, domy, autostrady, kawiarnie, pustkowia, cmentarze, czujemy charaktery poszczególnych postaci, czujemy wszystko to, co pisarka chciała byśmy czuli. Obraz za obrazem - każdy z nich idealnie do nas trafia. Głównie za to daję tej książce tak wysoką ocenę, aż osiem gwiazdek na dziesięć.
Nie tak dawno pisałem o obrazowości innego anglosaskiego thrillera napisanego w drugiej połowie 2020 r., Cobenowskiego "Chłopca z lasu". Ale tam mieliśmy do czynienia z trochę innym zjawiskiem, tam, pisałem to już wtedy wyraźnie, widać było, że autor tworzy omalże gotowe sceny serialowe, że chce, by powieść była łatwym materiałem do ekranizacji. Tu jest inaczej, poszczególne sekwencje działają na nas same w sobie i nie ma wątpliwości, że tego właśnie chciała pisarka. Jakbyśmy szli po galerii i przyglądali się kolejno jednemu płótnu za drugim. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że te sceny jakoś przyćmiewają fabułę samą w sobie, powieściowa historia jest zwarta i wciągająca, ale w pamięci pozostaje po wszystkim w pierwszym rzędzie właśnie ta obrazowość.
Aha, skoro już wspomniałem o owym, powstałym mniej więcej w tym samym czasie co "Inni Ludzie" dziełku Cobena, to warto nadmienić, że obie powieści łączy coś jeszcze: w obu bohaterowie cytują w pewnym momencie Szekspirowskiego "Hamleta" :) Miło, że twórcy w taki właśnie sposób nawiązują do korzeni swojej kultury i ukazują elokwencję wykreowanych przez siebie postaci :)
Miałem natomiast jedną uwagę co do owej przyjętej przez autorkę metody pisania. Chyba nawet nie zastrzeżenie, to by było zbyt mocno powiedziane, uwagę. Otóż, czy tylko ja mam wrażenie, że sceny żałoby po śmierci żony, związanego z nią cierpienia, pragnienia rozwiązania związanej z nią zagadki - że wszystko to było tu zrobione troszkę komiksowo? Niby wszystko jest okej, widzimy emocjonalne szamotanie się głównego bohatera, rozumiemy to, jak nie jest on w stanie wrócić do normalnego życia, w znacznym stopniu jesteśmy z nim w tym wszystkim, ale jakiegoś tam punktu w ukazaniu nam jego przeżyć pisarka nie jest w stanie przekroczyć, bo właśnie pobrzmiewa w tym wszystkim jakaś taka komiksowa nuta. A jeśli nie komiksowa to taka z popularnych poradników psychologicznych, może to lepszy przykład :) Jakby pisarka nie była w stanie w pełni objąć głębi tego, co się z cierpiącym a jednak muszącym żyć dalej człowiekiem dzieje. Nie wiem, możliwe, że to dlatego, że wciąż mam w pamięci "Wyrwę" Chmielarza, na bardzo podobny przecież temat, która też jak najbardziej zaliczała się do literatury popularnej, a w której te cierpienia owdowiałego mężczyzny przedstawiono bez owej komiksowej otoczki. Tak, tak to właśnie wyglądało, przez dużą część lektury tychże fragmentów książki miałem to z tyłu głowy, "to taki Chmielarz tylko mniej na poważnie".
Okej, przejdźmy teraz do samej fabuły powieści. Znowuż, generalnie wszystko jest w porządku, mamy fragmenty układanki składającej w odpowiedź na pytanie "Co się tam wydarzyło?" i składa się ona nader sprawnie. Prawdą jest jednak, że raz czy dwa miałem wrażenie, że było to tu robione trochę szkolnie. O ile obrazowanie wyszło bardzo sprawnie i również bardzo dojrzale, o tyle w tym, jak zostają nam podawane elementy rozwiązanie zagadki, cóż, w tym pisarka nie ustrzegła się kilku zgrzytów. Pewne rzeczy pojawiają się około połowy powieści jakoś tak nagle, punktowo. Jakby pisarka chciała już, już, teraz coś tam z rozwiązania zdradzić, jakby uznała, że już trzeba coś podać czytelnikom, bo już jest połowa tekstu a jeszcze nic nie było, a to, jak zostanie to podane uznała za nieco mniej ważne.
Podobnie miałem ochotę odjąć jeden punkt za zakończenie, cokolwiek naiwne moim zdaniem. Zbyt łatwo, zbyt szybko, zbyt kolorowo zważywszy, jak mało kolorowo było wcześniej. W dodatku pewne rzeczy były dla mnie niejasne i ich niejasność z pewnością nie była zaplanowana przez autorkę. Końcowa szamotanina w pokoju śpiącej dziewczyny jest tu najbardziej charakterystycznym przykładem, o co tam szło ja się pytam :) O ile więź między obiema bohaterkami miała być niejasna i tajemnicza i wyszło to okej, kupuję to bez wielkich zastrzeżeń, o tyle ta końcowa scena była zwyczajnie dziwaczna i tyle. Aha, i tak, jak pisałem powyżej o tym, że pewne rzeczy robią w tym tekście wrażenie szkolnych, to jakbyście chcieli znaleźć taki typowy, słownikowy przykład rzeczy, która robi wrażenie napisanej tak, jakby dany pisarz, czy w tym wypadku pisarka, dopiero uczyła się swego fachu to macie na to prostą receptę - przeczytajcie epilog tej powieści :)
Nie mam za to żadnych zastrzeżeń do stworzonych przez autorkę postaci - pełnokrwiste i interesujące, choć, co ciekawe, tyczy to głównie bohaterów z tła. To trochę dziwne, ale im mniej miejsca poświęcono tu jakiejś osobie, tym bardziej zajmująca mi się ona wydawała. Problem darknetu został w książce w zasadzie tylko liźnięty, no, ale nie o tym od początku miała ona być. Swoja drogą zastanawiające jest, czemu tak rzadko pojawia się on w thrillerach i w ogóle we współczesnej prozie.
Słuchajcie, wiem, że przy tak sporej liczbie zastrzeżeń danie aż ośmiu gwiazdek może być dla Was dość zaskakujące, ale jestem subiektywnym recenzentem i mogę sobie na to pozwolić. Właśnie za to nieraz przeze mnie w tej recenzji podkreślane znakomite obrazowanie przyznaję ich bez wielkiego wahania aż tyle.