Przyznam szczerze, że nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać po lekturze tej książki, której tytuł jest parafrazą znanej wszystkim modlitwy. Zwyczajnie nigdy nie czytałam niczego z gatunku klerykał fiction.
Mamy tutaj dosłownie wszystko – emocje, metafory, a przeszłość miesza się z teraźniejszością. Czarnoskóry Jezus, Antichrystos, Ewa i Adam, a nawet Hieronim Bosch oraz inni zmarli zmartwychwstali, by pomóc uratować świat od… ludzi. Napięcie z każdą przeczytaną stroną sięga zenitu, ponieważ nawet najbardziej wprawiony czytelnik nie będzie wiedział, co za chwilę się wydarzy.
Mamy tutaj dwie postacie kobiece osadzone we współczesnym świecie – studentkę malarstwa Amelię oraz zakonnicę Justynę, która nie jest taka święta, jaka powinna być jako osoba duchowna. Ta pierwsza spotyka w galerii sztuki Adama – tajemniczego mężczyznę jakby nie z tego świata, który opowiada dziewczynę swoją wizję stworzenia świata. Od tej pory wszelkie zdarzenia będą ją zaskakiwać, a ich niewytłumaczalny wydźwięk zaprowadzi do zadawania pytań, na które będzie musiała znaleźć odpowiedzi. Ta druga zaś targana ludzkimi, ziemskimi słabościami, stara się wytrwać w ślubach czystości i nie ulegać pokusie. Czy jej się to uda?
Autor zaskakuje przemyśleniami i malowniczymi opisami, błyskotliwymi komentarzami fragmentów znanych nam historii biblijnych. Jezus również znanym nam pierwotnie jako rzemieślnik i myśliciel, tutaj został… malarzem a świat oraz ludzie to dzieło, czyli namalowany przez niego obraz. Konstrukcja fabuły jest dość spójna, ponieważ całość składa się z czterech powiązanych ze sobą obrazów. Są to dzieła żywe, ludzie łączą się w pary, zwierzęta płodzą. Jednak coś poszło nie tak – wymknęło się z boskiego planu stworzenia świata. Mamy tu więc nowe barwy, niekontrolowane ruchy pędzla. Życie toczy się własnym trybem.
Bóg przedstawiony w tej książce nie stroni od ironii, żartów. Bez ogródek kpi ze swojego dzieła, czyli ludzi. Wszystko tu jest przerysowane, nienaturalne, a postacie same nie wiedzą, dokąd prowadzi ich wytyczona ścieżka. Człowiek poddany zostaje wielkiej próbie, a malarz niczym wytrawny artysta zmienia ruchy farbą, aby nadać dynamiki obrazowi, czyli kolejnym sytuacjom. Nie wszyscy jednak przejdą test pomyślnie. Wielu zboczy z wytyczonej trasy i zacznie życie zwyczajne, ale w jego przekonaniu szczęśliwe.
Plastyczność kolejnych scen udowadnia, że Bóg świetnie się bawi, a ludzie to jedynie narzędzia w Jego rękach. Następuje tutaj odwrócenie toposu biblijnego. Nie wszystko jest tym, w co wierzymy, co poddaje czytelnika próbie. Ukazuje się, że ci, których uznaliśmy za zmarłych, nie umarli całkiem i w dodatku mają zdolność alokacji. Ich dusze zostały wymazane jak dysk twardy, pozbawione złych doświadczeń. Wszystko po to, aby mogli odrodzić się jako ludzie, w sposób naturalny.
Jak każdy śmiertelnik muszą bowiem ponownie zasłużyć na miłość Boga. Droga do tego niestety łatwa nie będzie. Trzeba jeszcze odgadnąć tajemnicę istoty życia. Autor zadaje więc pytania o sens istnienia. Dlaczego powstał świat? Jaki powinien być człowiek? Kim właściwie są praludzie i jaka powinna być ich rola? Czy drzewa poznania Dobra i Zła rzeczywiście istniało? Czym jest dusza człowieka?
Ta odkryta na nowo, nieco przerażająca wizja świata odwróci nieco porządek biblijny. Tutaj rzeczywistość zostanie namalowana od początku. Lekcje religii, jakie pamiętamy ze szkoły stały się bowiem tłem wszystkiego tego, co tutaj przeczytam, ale jednak na nowo zinterpretowane.
Autor ryzykuje dość mocno swoimi śmiałymi poglądami i pewnie ma świadomość, że gdyby nie otwarty umysł współczesnych, to zostałby uznany za heretyka. Wiele stereotypów zakorzenionych nie tyle w religii, ale w ludziach zostało tu obalonych. Poddaje w wątpliwość od wieków wyznawane wartości. Nawet Bóg ma swoje ludzkie słabości i okazuje swoje emocje. Nie jest więc idealny, jak się powszechnie o Nim mówi.
„Malarzu nasz, któryś jest w niebie” to lektura dla wytrwałych myślicieli, a nie zwykłych czytelników obyczajówek nie obrażając ich autorów oraz odbiorców tej literatury. To nie jest łatwa książka, Kunicki pyta bowiem o prawdę, ale nie odkrywa jej od razu. Poznajemy ją krok po kroku, warstwa po warstwie – tak jak maluje się obraz. To na nowo napisana rola wartości chrześcijańskich zbudowana na tym, co dzieje się teraz. Nakłada na siebie kolejne barwy. Często zbacza z obranej drogi, aby zmylić czytelnika. Tutaj znaczenia ma każdy szczegół, a poszczególne fragmenty nabierają sensu dopiero po przeczytaniu całej opowieści.
Świat, w którym żyjemy, nie jest tym, czym się wydaje. Co wrażliwsi dostrzegą błędy w Boskim Dziele i pojmą, co kryje się za warstwami farby.
Poznajcie Amelię, studentkę malarstwa, oraz Justynę, zakon...
Świat, w którym żyjemy, nie jest tym, czym się wydaje. Co wrażliwsi dostrzegą błędy w Boskim Dziele i pojmą, co kryje się za warstwami farby.
Poznajcie Amelię, studentkę malarstwa, oraz Justynę, zakon...
„Oddałbym resztę tlącego się we mnie życia, aby się tam znaleźć – odparł mężczyzna z przekonaniem – Chociaż tu pod pędzlem Boga powstało zachwycające dzieło sztuki, to niestety dla mnie jest zabójcze...
Współpraca reklamowa z @dariusz.kunicki.3 "Malarzu nasz, któryś jest w niebie" Dariusz Kunicki 4/5 ⭐️ "- Twierdził pan, że to Adamowi Bóg nakazał rozwiązać swoją łamigłówkę - Amelia nie d...
ZA
@zapiski.mola
Pozostałe recenzje @sylwiacegiela
„Listy do przeszłości” – poruszająca podróż przez miłość, przebaczenie i dziecięce traumy
„Urodziłam się, by żyć” to druga część autobiograficznej opowieści, dzięki której autorka mogła z pełną wnikliwością zajrzeć w głąb siebie i jeszcze raz przeanalizować w...
"W stronę serca" – literacka podróż ku prawdziwym emocjom
"W stronę serca" Luizy Włoch to autobiograficzna opowieść o miłości i różnej jej obliczach napisana z perspektywy przebytych doświadczeń. Kobieta na swojej drodze spotyk...