"-Bracia moi! (...) W tym skromnym grobie (...) spoczywa (...) święty Fenduł.
Na kilka chwil jego głos zgubił się w zachwyconych westchnieniach i szeptach. Cały czas korciło mnie, by go poprawić, że w tej chwili spoczywam tu ja i wcale nie jestem gorsza od niego, a do tego młoda i ładna.
-Czasem wydaje mi się - urywanym głosem ciągnął mistrz (...) - że słyszę jego oddech..
Do pokrywy równocześnie przywarło siedem uszu. Instynktownie zamarłam na wdechu mimo całkowitej świadomości tego, że przez ciężką marmurową płytę mogliby usłyszeć jedynie głośne chrapanie.
-Tak właśnie! Słyszę go!!! - rozległ się po chwili czyjś egzaltowany wrzask, który prawie poderwał mnie z miejsca.
-Ja też! I ja! - darli się pielgrzymi. Któryś załkał ze szczęścia, po czym padł na kolana i zaczął walić czołem o bok sarkofagu, jak wywnioskowałam z tańczących na zewnątrz cieni."
Wolho, słońce, przed czym to uciekasz?
W ostatniej części powieści ziściły się najstraszniejsze koszmary rudowłosej wiedźmy. "O co chodzi?" - pytacie - "Czyżby napadła ją zgraja krwiożerczych strzyg? Porwał obleśny troll? Smok zjadł jej rękę?!".
Nie. To Len się jej oświadczył....
Co więcej, panna wredna zgodziła się zostać jego żoną, a potem dopadły ją głębokie wątpliwości. Z pomocą przychodzą jej... szkoła i własne ambicje - postanawia zebrać materiały do swojej pracy i obronić tytuł bakałarza trzeciego stopnia. I tak, już po raz czwarty, wrzuceni zostajemy w wir pełen przygód. Wolha jeździ z miasta do miasta, tak jak robiła to dotychczas, i pomaga ludziom w drobnych problemach. Niektóre jej misje rosną jednak do rangi bardzo niebezpiecznych i poważnych - i tak oto panna W.Redna musi zmierzyć się duchem, który nawiedza zamek, potworem, który stacjonuje na jednej z małych wysepek i w końcu - z arcyniebezpiecznym i arcypotężnym magiem. Co by to jednak były za wyprawy - i zakończenie cyklu o wiedźmie - gdyby na jej drodze nie stanęły tak dobrze nam znane i lubiane postaci? A witamy tutaj wszystkich: i przyjaciółkę Wolhy ze szkoły - Welkę, i "standardowe" towarzystwo - Orsanę, Rolara, Wala oraz (niespodzianka!) Lena, który tak jak i jego narzeczona, jest poważnie przejęty ślubem i targany wątpliwościami o jego zasadności.
„On też się bał. Ale rozumiał, że jeśli nie potrafią wykonać tego kroku razem, to dalej będą musieli iść samotnie. Do końca życia, ponieważ nic podobnego już im się nie przydarzy, a na mniej się nie zgodzą...”
Wiedźma traci werwę w rzucaniu uszczypliwościami?
I tak, i nie. Mały spadek w formie W.Rednej dało się zauważyć po drugim tomie, natomiast od trzeciego jej skłonność do żartów i bycia wredną utrzymuje się na stałym poziomie. Chociaż, według mnie, w ostatniej części było naprawdę wiele zabawnych wtrętów. To, co rzeczywiście było gorsze i wyczuwalne na kilometr, to gwałtowny spadek tempa akcji i budowania historii, co, w rezultacie, wpłynęło na mniejsze zaciekawienie czytelnika. Kiedyś nie mogłam oderwać się od tomu, teraz robiłam to z zadziwiającą łatwością. Nie znaczy to jednak, że "Wiedźma Naczelna" była nudna - po prostu słabo trzymała w napięciu.
"Posępnie spojrzałam na kubek, po sam wierzch wypełniony zielonkawym płynem o konsystencji kisielu, woniejącym absolutnie z niczym nieporównywalnym aromatem kubła ze śmieciami.
-Malutka, pij już - gruchała Kella z wyrazem twarzy doświadczonej trucicielki. - Od razu ci ulży!
-W sensie: dostanę rozwolnienia?"
Cały ten kram, który siedzi magiczce na rudym kołtunie...
Przyjaciele Wolhy zawsze byli niezwykle wierni, oddani i szalenie charyzmatyczni. Nie dało się ich nie lubić. I tak też jest w tym przypadku - na jej drodze pojawiają się wszyscy. Gotowi do walki, uszczypliwości, kłótni, ale także - służenia radą, pomocą i szczerym uśmiechem. A pod koniec, prowadzą wyrywającą się wiedźmę ku jej prawdziwemu przeznaczeniu.
,,Drzyj, siło nieczysta, jako że w rękojeści mojego miecza umieszczono paznokieć z lewej nogi świętego Fenduła i samo dotknięcie go obróci cię w proch!
- Drżę - przyznałam uczciwie. - Straszne paskudztwo i nie mam najmniejszej ochoty go dotykać!”
Wiedźmo, będę tęsknić.
Olga Gromyko stworzyła kawał dobrej serii o ponadprzeciętnej wiedźmie z niewyparzonym językiem. Jest to prześmieszna książka fantastyczno-przygodowa, w której nie ma miejsca na zbędne ckliwości i idiotyzmy. To wspaniała rozrywka (rewelacyjnie poprawiająca nastrój!) i powieść, do której wraca się jeszcze nie raz.
"Wiedźma naczelna" traci trochę na wartkości akcji i lekko na swoim poziomie, ale w dalszym ciągu jest dobra. Jest to obowiązkowa lektura dla fanów Wolhy Rednej i wspaniałe zakończenie cyklu. A ostatni rozdział jest swoistym uwieńczeniem tej historii. Ale o tym to już przeczytacie sami...
"-I właśnie dlatego - jęknęła zielarka - nie zostałam magiem praktykiem! Tylko wy w sytuacji pod tytułem "gorzej być nie może" potraficie radośnie zapewnić, że owszem, może, i mało tego, zaraz będzie! A następnie barwnie i ze szczegółami to opisać!"