Cisza i spokój to błogosławieństwo. Wszystko jest i/lub/oraz/albo będzie dobrze (niepotrzebne skreślić). Wolha wychodzi za mąż. Jest tylko jeden mały problem - Wolhy nie ma w miejscu zamążpójścia. Narzeczony jej szuka, przyjaciele też. Nawet dawni nauczyciele zostali zaangażowani w akcję. To zrozumiałe - przedślubna trema nikogo nie szczędzi i a nuż wiedźma zrobi coś nierozważnego ... W.Redna ma nielichy powód, by nie przebywać tam, gdzie wszyscy jej oczekują - napisanie pracy w celu otrzymania tytułu bakałarza III stopnia magii bojowej. Kariera rzecz ważna! Błogosławieństwo łatwo staje się przekleństwem. Bywa także zachętą, by owe ciszę i spokój zburzyć. Żeby nie było zbyt nudno. I tak, rudzielec udaje się na wyjątkowo długi objazd w celach naukowych. Ściśle rzecz ujmując, by zachłysnąć się po raz ostatni wolnością i odnaleźć wszystkie składowe swojego szczęścia. Przygoda goni przygodę, a Wolha przeżywa męki pt. - Wyjść za mąż, czy uciekać póki czas? I - Jestem za młoda, muszę się wyszaleć. Oraz - A jak on się odkocha, gdy za pięćdziesiąt lat pokurczę się jak suszona śliwka?
"(...) suknia ślubna (...) Całun pogrzebowy! - A wesele? - Stypa!! - Yyyy... Pierwsza noc poślubna? - Uroczyste wniesienie trumny do grobowca i oddanie do użytku!"
Co jest w takim razie niezbędne do szczęścia Wiedźmie Naczelnej najbardziej pospolitej z pospolitych dolin zamieszkanej przez najzwyczajniejsze na świecie wampiry? Ukochana praca? Wspinanie się po szczeblach kariery? Stopień arcymaga? Szacunek wieśniaków i kolegów po fachu? Drżenie wodników, strzyg i innego tałatajstwa magicznego pętającego się po świecie, na sam dźwięk imienia Wolhy? Szalone przygody z mieczem u boku i dzielną kobyłką pod siodłem? Mocny alkohol? Miłość? Zazdrosne spojrzenia odrzuconych zalotników? A może ... wiśniowa nalewka, która wyleczy z przedślubnej depresji? Przyjaciele i Len są bez szans, by udzielić na to pytanie poprawnej odpowiedzi, za to wrogowie z chęcią pomogą rozstrzygnąć ten oraz inne dylematy Wolhy. Przecież śmierć też może przynieść szczęście.
Przygoda wzywa! Czarna klacz osiodłana, miecz naostrzony i bezpiecznie schowany w pochwie, a Wolha ponownie wyrusza w Belorię z rozwianym włosem i podwianą suknią, by psuć nastrój nieumarłym i konkurentom w jednym, rycerzom, magom, wampirom, świętym ...czyli wszystkim, którzy staną jej na drodze oraz szukać odpowiedzi na dręczące ją pytania. Panna wiedźma, jak raczył nazwać Wolhę pewien zacny aczkolwiek zaślepiony wiarą wielki mistrz zakonny, z rodzaju tych zakutych w ciężką zbroję i z wielkim mieczem, jest w swoim żywiole.
"I dokładnie w tej samej chwili na sterczący smoczy tyłek wpadła z rozpędu trójka desperacko wrzeszczących chłopów. Uczestnicy karambolu nie od razu połapali się w sytuacji i przez chwilę tępo patrzyli po sobie, przy czym zszokowany taką bezczelnością smok wzleciał na prawie zniszczoną samotnię jak panna na widok myszy, a krzyki Gdynia wręcz weszły w tony naddźwiękowe. Po chwili stwór zrozumiał, że to tylko kolejni włóczędzy sięgają po to, co dla niego najświętsze, z irytacją szczęknął zębami i syknął na nowo przybyłych. Na szczęście wstrząs nerwowy przeszkodził mu w dokładnym celowaniu i ogień przeszedł górą, skupiając się na szczycie pionowo uniesionego wiosła. Przez dobre pół minuty Gdynio i jego towarzysze z powodzeniem imitowali słynny złotolity gobelin „Święty Kanary i dwaj jego uczniowie przynoszą ludziom boski ogień”, zdobiący ścianę głównej świątyni w Starminie, ale już po chwili święty z hukiem oblał zadanie dostarczenia ognia wdzięcznemu pospólstwu, upuszczając wiosło i razem z „uczniami” wiejąc gdzie oczy poniosą."
źródło ozon.ru
W ostatniej części opowieści o W.Rednej zbiegają się wszystkie wcześniejsze wątki. Tutaj kończą się historie pozornie zamknięte we wcześniejszych książkach. Nareszcie wszystko się wyjaśnia. I to w bardzo ciekawy, nieco zaskakujący, a przy okazji zabawny sposób. Tym razem układ powieści jest nieco inny niż w poprzednich. "Wiedźma naczelna" została podzielona na rozdziały, każdy opowiadający o innej przygodzie naszej bohaterki. Początkowo niezbyt spodobał mi się ten pomysł, jednak z czasem przekonałam się, że moje odczucia są błędne, a autorka zgrabnie połączyła wszystkie opowieści w jednolitą fabułę. Okazało się, że taki podział pozwolił zapanować nad chaosem, który mógłby powstać przy próbie zamieszczenia wszystkiego naraz. Dodatkowo rozdziały były niczym tropy, które krok za krokiem okazały się prowadzić czytelnika do zakończenia opowieści o wiedźmie i jej przygodach. Muszę podkreślić, że mimo, iż cała książka zmierzała ku nieuniknionemu i szczęśliwemu zakończeniu, to nie było ono banalne i oklepane, choć wykorzystuje szeroko znane i powszechnie lubiane elementy, takie jak: śpiewany sabat, uściski, biadolenie, okup, konkursy, "desperacko wydzierającego się kota w worku", wiadro wody, kwietne dekoracje, tłumy gości i trumnę.
"Orsana osobiście odkryła wywernę, przy czym tajemnicą pozostało, która z pań przestraszyła się bardziej. W każdym razie potwór rzucił się do ucieczki ile sił we wszystkich ośmiu łapach, z całego serca żałując, że nie ma czym zatkać uszu."
Raz jeszcze (oby nie ostatni!) na kartach książki pojawiają się najbliżsi przyjaciele Wolhy. Są bardzo istotną częścią "Wiedźmy naczelnej", której część akcji skupia się na ich przygodach. Czytelnik czytając ostatni tom przygód Wolhy jest już pewien, że stali się oni także jego dobrymi przyjaciółmi. Z rodzaju tych, z którymi można konie kraść. Pisarce udało się powołać do życia wyjątkowych bohaterów, takich swojskich, dających się lubić. I raz jeszcze Olga Gromyko zafundowała mi wspaniałą, wciągającą lekturę, która wywołała łzy i ból brzucha, spowodowane przedawkowaniem śmiechu. (Nadal na wspomnienie niektórych fragmentów zaczynam chichotać :))
źródło read.ru
"Wiedźma naczelna", podobnie jak wcześniejsze części cyklu, nie jest literackim arcydziełem, ale to kawał porządnego fantasy. Autorka bawi się konwencją fantasy, naginając ją do wykreowanego przez siebie świata i dostosowując do swoich bohaterów. To takie fantasy z ironicznym uśmiechem i w krzywym zwierciadle, gdzie wielkie przygody przytrafiają się niechcący i wciągają niczego nie świadomych bohaterów w pułapkę bohaterskich czynów. Powieść napisana jest prostym i dynamicznym językiem, bardzo dobrze dopasowanym do poszczególnych postaci i do tempa fabuły. Mimo braku mocno rozbudowanych epickich opisów, Gromyko stworzyła baśniowy klimat świata, który odszedł w zapomnienie. Za każdym razem czytając kolejne historie o W.Rednej odnosiłam wrażenie, że to albo sama Wolha mi je opowiada albo jakiś grajek spotkany na wsi snuje swoją opowieść. Wszystkie książki opowiadające o wiedźmie Rednej zostały napisane na podobnym poziomie, nie ma tam wybitnej ani fatalnej części, choć jedne mogą się podobać bardziej, a inne mniej. Za każdym razem gdy kończyłam czytać którąś z części cyklu Wolha Redna, sama siebie zapewniałam, że nie rzucę się łapczywie na kolejną. Oczywiście nic mi z tych planów nie wychodziło. I nie żałuję! No, może trochę żałuję, że tak szybko (za szybko!) je przeczytałam. Na szczęście mam już pierwszą część po rosyjsku :)
"Już mi niosą trumnę z welonem.
Nie dałeś słowa - to wytrwaj,
A jak dałeś, to się żeń!
(Mądrość ludowa)"
I ja tam byłam, miód i wino piłam, a co widziałam i słyszałam, Wam opowiedziałam :)