Postanowiłam napisać kilka słów o książce, która była dla mnie wyjątkowo trudna w odbiorze. Biografia Mii Słowik to historia niezwykła, a zarazem bardzo pospolita. Kobieta wyruszyła na wyprawę po Ameryce Południowej, gdzie spotkała swojego przyszłego męża – ta historia została opisana w książce „Jak zostałam peruwiańską żoną”. Małżeństwo to trudno nazwać udanym, a tego jak się ono ułożyło dowiemy się właśnie z publikacji o wiele zdradzającym tytule „Peruwiańska żona została zdradzona”.
Zacznę od tego, dlaczego była ona dla mnie taka ciężka. Nie chodzi to o styl, bo przyznać muszę, że czyta się ją sprawnie. Chodzi o Pana Męża. Trudno mi obcować z osobnikiem, który sam niczego nie zbudował, a na każdym kroku wymaga i stroi fochy. Szumnie nazywa się artystą, a ja nie wyczuwam u niego ani grama artystycznej wrażliwości – umówmy się to, że ktoś potrafi rysować nie czyni z niego Matejki. Jest to człowiek, u którego nie dostrzegam nawet cienia honoru, za to dźwiga garb prymitywnych kłamstw. A najgorsze jest to, że nie można tych irytujący cech skryć pod pretekstem literackiej kreacji, bo jest to postać prawdziwa.
Już pisząc recenzję książki „Jak zostałam peruwiańską żoną” sygnalizowałam, że jest to opowieść smutna, a dla mnie wręcz przygnębiająca. Podobnie jest w przypadku dalszej części losów Mii Słowik. Muszę przyznać, że jest to opowieść bardzo prawdziwa. Myślę, że wiele kobiet, które są nieszczęśliwe w związkach zobaczy w niej siebie. Hollwoodzkie produkcje kreują obraz kobiety, która przygotowuje zabawną, inteligentną intrygę, żeby zemścić się na partnerze. Zastanawiam się, ile z nas byłoby do tego zdolnych. Czy nie jest tak, że większość pań miota się między tymi lepszymi i gorszymi dniami, walczy z dylematami co będzie lepsze dla dzieci, albo boi się rozstać z obawy przed samotnością?
Ponieważ wspomniałam, że Mia Słowik napisała dwie książki, pewnie część z was zastanawia się, w jakiej kolejności je czytać. Teoretycznie jest to obojętne. Każda z nich ma inny charakter. Jedna jest połączeniem powieści podróżniczo obyczajowej i opisuje perypetie autorki w podróży i różnice kulturowe, druga jest książką typowo obyczajową, prezentującą portret zdradzanej kobiety. Ja jednak rekomenduję zacząć od „Jak zostałam peruwiańską żoną”. Pozwoli to czytelnikowi poznać tę historię w całości. W „Peruwiańska żona została zdradzona” tło jest przedstawione bardzo oszczędnie – właściwie autorka ogranicza się do wspomnienia, że była w Peru i znalazła tam męża. Czytelnikom może się wydawać, że za mało zagłębili się w relację bohaterów, które zostały szczegółowo opisane w pierwszej części.
Zauważyłam, że to co przeżyła Mia Słowik dało jej siłę. Widzę inną kobietę niż ta, która jechała do Ameryki Południowej szukać szczęścia. Być może nie przygotowała specjalnie błyskotliwej intrygi, żeby pogrążyć męża, ale zdobyła się na kroki, których tamta kobieta by nie wykonała. Przypuszczam, że napisanie tych książek było jednym z nich. A jak oceniam to, co wyszło spod pióra autorki? Smutne, ale prawdziwe. W szczególności polecam kobietom, które szukają bratniej duszy, koleżanki bo czują się samotne i nieszczęśliwe w związku.