cała ta seria książek (eg - Ginekolodzy. / Tajemnice pielęgniarek / Polacy last minute) krzyczy po prostu: kup mnie! marketing! sprzedaż! zysk! kasa, mamona, szekle!
i wychodzę z założenia, że nie ma w tym nic złego; reportaże to długie godziny poświęcone na zbieranie materiału, docieranie do źródeł, redakcja, wybór tekstów plus cała praca wydawnicza przy jakiejkolwiek innej książce. ale jak w przypadku innych reportaży, mogących bronić się znaczącymi nazwiskami (Kapuściński, Krall, Tochman), tematyką (wojna, podróże, obce kultury, sprawy kryminalne) czy nawet wydawnictwem, znanym z dobrych reportaży (jak chociażby wydawnictwo Czarne), tutaj ma działać element szoku - jakby autorzy odsłaniali jakieś wyrywane z trudem tajemnice, wyszarpywane, chronione przez najpotężniejszych świata.
może nawet trochę próbują zrobić to, co udało się Tochmanowi w Eli, eli - szkować słowem, pisać tak, że wydaje się, że "nie wypada"; ale wulgaryzmy i przekleństwa też wymagają odpowiedniego podejścia, nacisku, wyrażenia, a nie wrzucenia tekstu, że "sutki miała olbrzymie i jakby rozlane" - to nie są słowa bohaterów, których język ma prawo być, jaki tylko pragną, ale dziennikarza - reportera! totalnie brakuje wyczucia, ma być szok; aż do porzygu. czasem brak jasnego oddzielenia, gdzie kończy się rozmowa, zaczyna opowiastka, a gdzie ujawniają się autorzy.
nietrudno odgadnąć, że to książka pisana pod konkretne podejście, nastawienie, mimo że próbuje pokazać "the good, the bad and the ugly"; bardziej czyta się to jak tanią powieść sensacyjną, sprzedawaną w kiosku na dworcu, stojącą obok cienkich harlequinów.
zarazem to praca, jak na miarę reportażu, leniwa; wydaje się, że autorzy uznali, że "do kogo dotarliśmy, z tym rozmawialiśmy... i to wystarczy". nie chcę o nic oskarżać rozmówców, bo nie wątpię w prawdziwość ich słów, jednak - indywidualne doświadczenia, fakt, tworzą obszerny obraz, jednak wydaje się, że było ich zbyt mało. w samej książce nie widziałam, żeby było tak, że zapis to pewna wypadkowa, że nie każda rozmowa znalazła się w reportażu, bo i tak się zdarza. gdyby znaleźć osoby "z drugiej strony", mniej odpowiadające głównej linii narracyjnej, mogłaby wyjść książka zachwalająca sex-working; sporadyczne, pozytywne doświadczenia nie wyważają narracji.
i tak, upieram się przy słowie sex working, praca seksualna; również dlatego, że uważam, że jej obszar jest większy niż to, co liznęli albo o czym w ogóle nie wspomnieli autorzy (o czym niżej), to i jak samo słowo "prostytutka", nie wspominając o wulgarnych synonimach, ma negatywne konotacje. a negatywność wobec tej branży tylko pogarsza sytuację. a nie wiem, czy ta książka pomaga.
sama seksualność człowieka to wrażliwy i skomplikowany temat, objęty wielką tematyką tabu w Polsce; jeżeli tak podchodzimy do tego, co powszechnie uznawane jest za "normę" - heteroseksualny seks małżeński, to jak podejść do homoseksualizmu czy aseksualizmu? co z osobami z niepełnosprawnościami, osobami starszymi? co z fetyszami, preferencjami, kulturą BDSM czy poligamią? to, że udajemy, że jakiś problem nie istnieje, to nie znaczy, że on magicznie zniknie. miałam szczerą nadzieję, że autorzy pochylą się nad sex-workingiem społeczności LGBT+, jak i innych grup, o których zwykle w tym kontekście się nie mówi - osób z niepełnosprawnościami czy osobami starszymi. i jak to się mówi - i tak, i nie. to się nie sprzeda tak dobrze, jak afera piłkarska. i tak, są poruszane tematy pracy seksualnej osób homoseksualnych, ale - tylko mężczyzn, nie wspominając o kobietach; w przypadku osób transpłciowych - jest tylko wypowiedź transseksualnej kobiety (która, zdaniem autora, ma hehe bałagan w torebce, bo wiecie, stereotypy takie śmieszne; to też najważniejsza informacja, że miała bałagan, żeby zgodnie z językiem książki nie powiedzieć "burdel", a także co w tej torebce). a co z homoseksualnymi kobietami? co z innymi osobami transpłciowym - transpłciowymi mężczyznami czy osobami niebinarnymi? chyba zabrakło miejsca, trzeba było grubo i ze szczegółami opisać głośną medialną sprawę (ze szczegółami, czyją to żoną nie była osoba A, jakim piłkarzem nie był B itd.)
o seksualności osób z niepełnosprawnościami czy osób starszych się nie mówi. to temat tabu do potęgi, jakby wiek czy niepełnosprawność to jakiś przycisk, przełącznik, boom, nie masz potrzeb seksualnych. a one nie znikają. wyjściem może być praca osób w seksworkingu czy asystentów, pomagających takim osobom. ale co, jeśli reportaż, mający pokazać wszystkie brudy, ledwo porusza ten temat, o niepełnosprawności intelektualnej nawet nie myśląc.
co do medialnej sprawy, wspominanej wyżej; żeby to była jedna. jedna z nich dotyczyła Czekolindy, jej szczegóły są w internecie. druga dotyczyła lukratywnego biznesu dotyczącego podróż dziewczyn w celu pracy seksualnej za granicę. i odstąpię od oceniania sytuacji czy jej opisu, ale rzygać mi się chciało, gdy dziennikarze opisywali bohaterów - zarówno oskarżonych, jak i same dziewczyny. pewnie, nie mogły paść nazwiska, ale sugestie, jak piłkarz Imię X. czy Imię Z., z domu Y., żona znanego muzyka. albo - potem grała w takim programie, w takim reality show, w takim konkursie brała udział. takie "kto ma wiedzieć ten wie, ale my mamy dupochron, bo nazwisko nie padło." ale informacje podane są wystarczające, aby ktoś mógł zidentyfikować o kogo chodzi - nawet jak mówimy o ofiarach tego procesu. a samo oskarżenie o powiązanie z sex-światem może być wystarczające, aby kogoś zniszczyć. sprzedaż, mamona, hajs. sprzedaż, mamona, hajs...
dziwi mnie jeszcze, że w książce, wydanej w 2020 (a nie 2000) tak naprawdę mało jest internetu; jasne, jest mowa o ogłoszeniach, ale craigslist powstało w 1995, nihil novi. jest jeden krótki rozdział o treściach 18+ na platformach jak tiktok. ale nikt nie porusza szarej strefy, ten cienkiej granicy, na jaką pozwala tiktok, instagram czy twitch; pewnej zachęty, nudyzmu, ocierającego się o pornografię, ale pozostającego nadal w regulaminowych ramach. to ciężki temat, w strefie internetu często poruszany. ale są obecnie bardziej definitywne zakresy seks-workingu w internecie, które aż wołają, aby o nich napisać - mówię o wszelkich seks-czatach, onlyfans czy płatnych filmach pornograficznych. i o ile rozumiem, że branża filmów dla dorosłych to temat na zupełnie odrębną książkę, to zabrakło mi tego internetu, szczególnie w XXI wieku.
i czepiam się tego, bo jest wrażenie, że autorzy chcą objąć jak najwięcej w swojej książce, robiąc wiele z tego po macoszemu, bez głębi, bez refleksji - więc czemu zabrakło tak nowego, a więc i tajemniczego, zakresu internetu?
zabrakło mi strony klientów, mamy alfonsów, alfonsiary, pracownice i pracowników (chociaż tych znacznie mniej) seksualnych, jedną czy dwie narracje klienta. i żaden z nich nie jest kobietą. a nikt nie wmówi mi, że kobiety nie korzystają z takich usług - może robią to w inny sposób? kogo wybierają - kobiety, mężczyzn? dlaczego? czego chcą w seksie? totalnie i zupełnie pominięty aspekt.
najważniejsze na koniec, chociaż pojawiało się wcześniej; praktycznie zero refleksyjności. to spisanie rozmów czy historyjek jako sensacja. praktycznie nie czuć w tym reporterów; to są najwyżej rozmówcy. nie bardzo są statystyki, rozwiązania, oceny. nie osób, a ogólnej tendencji, zachowań, działań. czasem czytało się jak obrzydliwy erotyk, czasem jak wpis do gazetki parafialnej dlaczego seks praca jest zła. ale na pewno nie jako reportaż, szczególnie dla kogoś, kto ma chociaż blade pojęcie o realiach tego biznesu.
nie chce odbierać tym prawa do cierpienia, traumy i złości bohaterkom i bohaterom tej pozycji; ale wydaje mi się, że autorzy zrobili to lepiej niż ja bym dała radę, szukając sensacji, szoku, a nie honorowego potraktowania swoich rozmówców i ich historii.