Wielu z nas w sposób szczególny traktuje swoją rodzinną miejscowość , bez względu na to czy jest to duże miasto , prowincjonalne miasteczko czy mała wioska. Dla mnie taki lokalny patriotyzm jest jak najbardziej zrozumiały. Bo jak nie kochać miejsca w którym się urodziliśmy , stawialiśmy pierwsze kroki , odwiedzaliśmy przedszkole i szkoły , chodziliśmy na pierwsze randki .....
Leopold Tyrmand również pokochał rodzinną Warszawę . Gdy wojenna zawierucha rzuciła go poza granice Polski , z odległości wielu kilometrów przeżywał wybuchłe w 1944 roku i z wypiekami na twarzy śledził radiowe komunikaty o walkach na warszawskich ulicach , o czym wspomniał w jednym z artykułów zawartych w książce "Pokój ludziom dobrej woli " .
W 1946 roku Tyrmand powraca do Warszawy , która jest niesamowicie zniszczona przez faszystów . Miasto powoli podnosi się z ruin. Odbudowa Warszawy niesamowicie cieszy pisarza , który podziwia zapał warszawiaków powracających z wojennej tułaczki po kraju i wprost rzucających się z niesamowitą energią i zapałem do usuwania zniszczeń wojennych.Tyrmand podziela bowiem pogląd inżyniera Lessepsa , który uważa ,że stolica Polski powinna stać się najważniejszym miastem Europy.
Pisarzowi marzy się ,aby przymiotnik "warszawski" nabrał znaczenia sam w sobie jak np. paryski czy wiedeński. Zdaniem dziennikarza Przekroju Warszawa ma swoją "duszę " , którą on czuje i rozumie. Tyrmanda cieszy odbudowa każdego budynku , ale jako bystry obserwator zauważa zmiany. Budowle zyskują wokół siebie nieco przestrzeni , co je pięknie eksponuje i tworzy malownicze panoramy . Równocześnie zdaniem autora "Filipa" powinno się dla potomnych zachować fragment ruin jako żywy pomnik, aby przekazać przyszłym pokoleniom obraz zniszczeń wojennych. I tu naszły mnie wspomnienia - przypomniał mi się wierszyk ze szkolnej czytanki pt. "Brzózka na ruinach " .
Tyrmand z sentymentem pisze o pierwszych dniach powracających w wyzwolonej stolicy , o pomieszkiwaniu w ruinach ,zabitych deskami oknach , rurach piecyków i kuchni polowych wystających ze zniszczonych budynków oraz o pierwszej restauracji w zdezelowanym tramwaju bez okien i kół , który kiedyś osłaniał jako barykada walczących powstańców.
Autor "Złego" czuje się w Warszawie jak we własnym domu - przygląda się jej odbudowie czasem i krytycznym okiem - np. martwią go brzydkie szyldy czy niedbałe sprzątanie dozorców. Jest to dowodem na to ,że traktuje stolicę jak gospodarz i chce przywrócenia jej piękna i uroku , który potrafił dostrzec i we wcześniejszych epokach.
Piękna jest powstająca z ruin Warszawa oczami Tyrmanda , który doskonale przekazał w swoich tekstach tamtą atmosferę , zapał ,upór i wytrwałość jej odnowicieli ,którzy nie wyobrażali sobie ,że stolica nie wróci do dawnej świetności i wrócili do ruin z najbardziej odległych zakątków Polski i świata.
Zawarte w książce felietony przypomniały mi pierwsze odcinki mojego ulubionego serialu "Dom " . Warto przenieść się na kartach tych tekstów do tej niezwykłej Warszawy , która powstaje z martwych , poczuć tą chęć życia i odnowy rodzinnego miasta .