Okres dwudziestolecia międzywojennego powszechnie uważany jest za czas rozkwitu kultury rozumianej zarówno jako synonim wszelakiej sztuki jak i moralny poziom społeczeństwa. Niby wszystko się zgadza. W latach 1918-1939 na polskiej scenie literackiej objawiło się kilku geniuszy, o których teraz uczymy się w szkołach, a na ulicach słychać było wszędobylskie ,,dzień dobry, szanowny panie" zamiast uczniowskiego ,,bry". Jednak prawda nie rysowała się tak różowo, co w swoich książkach postanowił udowodnić Kamil Janicki.
,,Upadłe damy II Rzeczpospolitej" to fabularyzowany dokument opisujące najpoważniejsze zbrodnie popełnione przez najważniejsze persony ówczesnej klasy wyższej, jeśli nie najwyższej. Publikacja ta składa się z prologu opisującego głośną sprawę Rity Gorgonowej oraz siedmiu rozdziałów, z których każdy dotyczy jednej zagadki kryminalnej. Konstrukcja rozdziałów nie jest jednolita. W części z nich zbrodniarkę poznajemy już na samym początku i przez kolejnych kilkadziesiąt stron śledzimy jej proces. W innych najpierw zapoznajemy się z przestępstwem, poznajemy jego okoliczności, kilka podejrzanych, aż w końcu poznajemy JĄ - poszukiwaną kryminalistkę.
Czytając o upadłych damach mamy wrażenie, że zapoznajemy się z przyzwoitym kryminałem, a nie opracowaniem historycznym. Dużą zasługę ma w tym dynamiczny język autora, który kolejne fakty, nierzadko poparte materiałem źródłowym, przytacza niczym zwyczajne ciekawostki. Nie licząc opisu spraw kryminalnych, w książce Janickiego czytelnik zapoznaje się z brutalną obyczajowością epoki. Chwilami bardziej niż morderstwa, oburzające było postępowanie gawiedzi, dla której ważniejsze niż dobro ofiar i ich bliskich było ujrzenie ciała, które tydzień przeleżało w ludzkich fekaliach. W procesach oskarżonych istotne było pochodzenie oskarżonych, a dowody w przypadku obcowania z przedstawicielami ówczesnej arystokracji traktowane były niczym poszlaki. Powszechnym sposobem unikania kar było przekupywanie lekarzy sądowych, którzy orzekali, że oskarżona nie może zostać ukarana ponieważ jest chora psychicznie, jednak nie na tyle, by miała się poddać leczeniu.
Teraz muszę dać wyraz mojej czepliwości. Tytuł tej książki to ,,Upadłe damy II Rzeczpospolitej". ,,Rzeczpospolita" to w sensie językoznawczym zrost rzeczownika z przymiotnikiem. W większości tego typu zrostów, oba jego człony przyjmują swoje końcówki fleksyjnie - odmieniają się. W przypadku ,,Rzecz(y)pospolitej" możliwe są dwa wzorce odmiany: ,,Rzeczpospolitej" i ,,Rzeczypospolitej", z tym że do normy wzorcowej należy ta druga forma. Moim zdaniem w książkach, nie licząc sytuacji, w których autor posługuje się stylizacją językową, powinno używać się właśnie normy wzorcowej. Jeśli wydawcy tego tytułu mają inne zdanie to powinni się go trzymać, tymczasem w tekście znalazłam przypadek, w którym omawiane słowo odmienione jest w innej formie niż w tytule. Wiem, czepiam się, ale bardzo mnie drażnią tego typu błędy.
Polecam tę książkę miłośnikom nietypowych spraw kryminalnych oraz wielbicielom wszystkiego tego, co ma jakikolwiek związek z dwudziestoleciem międzywojennym. Janicki jakby niechcący naszkicował dość wyraźny obraz epoki, w której ambitna pani Parylewicznowa doprowadziła uprawianie kumoterstwa do rangi sztuki, poznańska panienka szantażowała listami męską połowę miasta, a niepozorna pani domu z wielką wprawą prowadziła dom publiczny dla pedofilów. Zachęcam do lektury.