„Upadli” to chyba największe książkowe rozczarowanie tego roku. Wyczekiwałam jej, tak strasznie się cieszyłam, że w końcu ją przeczytam. Nie powiem, że "Upadli" są kompletnie beznadziejni, ale na pewno zaliczę tę książkę do nie najlepszych.
Przede wszystkim kompletnie nic się nie dzieje. Jakakolwiek, raczej szczątkowa akcja zaczyna się na stronie ok. 400 (książka ma stron 460). Do tej pory bohaterowie chodzą, wzdychają, rozmawiają, znowu wzdychają, płaczą i w zasadzie nic więcej.
Co najgorsze, autorka bardzo sprytnie wybrnęła z problemu zagłębiania się w jakąkolwiek akcję, nawet pod koniec, bo kiedy wreszcie zaczyna się dziać coś naprawdę emocjonującego, to okazuje się, że bohaterka-narratorka jest w niebezpieczeństwie i musi się udać w odległe miejsce. Tak więc, siłą rzeczy, i my nie poznajemy przebiegu wydarzeń, a jedynie kolejne smętne rozważania Lucy.
Kolejnym niezwykle sprytnym zabiegiem autorki jest to, że nie wytłumaczyła o co chodzi w tych rozlicznych tajemnicach zainicjowanych w powieści. Lucy starała się czegoś dowiedzieć, ale każde jej pytanie zostawało zbyte odpowiedzią w stylu: "Na razie nie możemy ci tego powiedzieć, bo to by cię zabiło". No i tak jak Lucy, my także do samego końca nie wiemy nic. Tajemnic jest mnóstwo, w zasadzie żadna kwestia nie została do końca rozwiązana. Największy zaskoczeniem w całej powieści jest to, że... uwaga!.... pod koniec okazuje się, że bohaterowie są upadłymi aniołami. Wow! Może to by zaskoczyło kogoś, kto dostał książkę bez okładki, opisu i, przede wszystkim, tytułu.
Nie wiem, czemu tak to jest zrobione. Może autorka sama nie miała jeszcze pomysłu jak rozwiązać pewne kwestie?
Bohaterowie... Nie polubiłam nikogo. Lucy była tragiczna. Świetnie opisują ją słowa innego bohatera, z którymi zgadzam się w 100%:
"Jesteś głupią, samolubną, nieświadomą, zepsutą dziewczynką, która myśli, że istnienie świata zależy od tego, czy pójdzie na randkę z przystojniakiem ze szkoły".
Tak to niestety wygląda. Lucy jest typową głupią nastolatką martwiącą się tylko o zabójczo przystojnych chłopaków (już w pierwszym dniu przybycia do szkoły) i swoje włosy.
Daniel i Cam... Oboje nie najlepsi. Gdybym już miała wybierać, to chyba zdecydowałabym się na Cama, bo ten przynajmniej miał jakiś charakter i był wesoły. Daniel był tragiczny! Dawno nie czytałam książki, w której bohater byłby aż takim nieszczęśliwym męczennikiem. (Edward Cullen przy nim to istny kawalarz.) A na dodatek nastrój zmieniał mu się co 5 minut, co tak strasznie mnie denerwowało!
Co do miejsca akcji, to po poprawczaku spodziewałam się czegoś naprawdę ciekawego. A w zasadzie niczym (poza wyglądem i kratami w oknach) nie różnił się on od zwykłego amerykańskiego high school’u z rozchichotanymi nastolatkami i flirtującymi parkami .
Jedyne, co mi się naprawdę podobało, to drobny element architektoniczny - basen w budynku kościoła. Chciałabym to obejrzeć w ekranizacji.
Do drugiego tomu nie ciągnie mnie wcale, zwłaszcza po tym, że z opinii prze mnie zasłyszanych wynika, że również w nim nie uzyskamy żadnej odpowiedzi na tajemne sekrety zapoczątkowane w tomie pierwszym. Ciekawa jestem, czy zostaną one wyjaśnione kiedykolwiek.