Od 1929 roku w Związku Radzieckim przeprowadzano przymusową kolektywizację. Celem tej akcji było całkowite podporządkowanie sowieckiej partii komunistycznej rolnictwa i chłopów oraz dzięki temu, przejmowanie nadwyżek rolnych, które przeznaczano by na eksport. Podczas tej akcji często dopuszczano się aktów terroru – chłopów wywożono do łagrów. Na Syberię i do Kazachstanu wywożono całe rodziny, całkowicie rekwirowano zbiory chłopów. Oczywiście wszystko to działo się na rozkaz tyrana Stalina. Konsekwencją tych brutalnych działań były następujące po sobie klęski głodu i śmierć milionów mieszkańców kraju. Każdą formę oporu krwawo tłumiono, zwłaszcza wystąpienia na Kaukazie. Jak się szacuje, blisko 12 milionów ludzi zostało deportowanych do azjatyckiej części Związku Radzieckiego., Około 4 mln z nich, zgładzono do 1935 roku. 7 kolejnych milionów zmarło z głodu (głównie na Ukrainie). Nic dziwnego, że do 1935 roku władze ZSRR złamały jakikolwiek opór ludności chłopskiej wobec kolektywizacji rolnictwa.
Wykorzystując darmową siłę roboczą, jaką byli przesiedleni mieszkańcy wsi oraz więźniowie, radziecki przemysł, głównie wydobywczy oraz infrastruktura komunikacyjna mogły się szybko rozwijać. Historycy szacują, że aż 10% radzieckiej siły roboczej, przeznaczanej do przemysłu, stanowili więźniowie GUŁagów.
Gdy Rosjanie wespół z nazistami zajęli ziemie II Rzeczypospolitej, los Polaków na ziemiach okupowanych przez komunistów wcale nie różnił się od sytuacji na ziemiach zajętych przez Niemców. Do czerwca 1941 roku Rosjanie aresztowali ponad 100 tysięcy Polaków, którzy zasilili szeregi radzieckich więzień i łagrów. Nie należy zapominać o czystkach jakie miały miejsce w Katyniu, Charkowie, Miednoje, Starobielsku i Ostaszkowie, gdzie mordowano wojskowych i przedstawicieli polskiej inteligencji. Nie lepszy los spotkał ich rodaków o gorszym statusie majątkowym czy społecznym. Około 350-500 tysięcy Polaków deportowano do azjatyckiej części Związku Radzieckiego. Większą część nich stanowili polscy osadnicy oraz leśnicy, rodziny jeńców oraz osób aresztowanych, a także uchodźcy z terenów zajmowanych przez III Rzeszę. Ciężkie warunki, w tym ponad 30-40 stopniowe mrozy, oraz niewolnicza praca na rzecz ZSRR, szybko niszczyły „ewakuowaną” ludność, nie przyzwyczajoną to takich srogich i nieludzkich warunków. Największe żniwo śmierć niosła wśród dzieci i staruszków. Celem takiego stanu rzeczy była sowietyzacja niepokornego narodu polskiego, a także zunifikowanie ziem dawnej II RP z resztą sowieckiego imperium. Przewidując wojnę z Hitlerem, pod koniec 1940 roku Stalin nieco złagodził politykę wobec Polaków, nadal jednak niszczono ludność polską.
W latach 1940-1941 władze ZSRR zarządziły cztery deportacje ludności polskiej, które objęły, według szacunków niektórych historyków, nawet do miliona osób. 10% z nich umierało już w drodze na miejsce zsyłki, kolejne 30% ginęło w obozach. Wywózki odbywały się zwykle nocą i to z zaskoczenia. Funkcjonariusze NKWD wchodzili do wcześniej upatrzonych domów, dając obudzonym mieszkańcom do pół godziny na ubranie się i spakowanie odrobiny swego dobytku. Oczywiście nie informowali ich o miejscu przeznaczenia, o tym, dlaczego muszą opuścić swoje miejsce zamieszkania. Proszę sobie wyobrazić całą grozę takiego stanu rzeczy. Takich nieszczęsnych ludzi następnie wsadzano do ciężarówek, później do bydlęcych wagonów, gdzie rozpoczynali swoją „odyseję” na Syberię czy do Kazachstanu. Wagony były przeładowane ludźmi, nie było tam jedzenia ani picia. Wszędzie pleniły się wszy, pchły, a ludzie cierpieli od upału lub mrozu. W ścisku, głodzie, smrodzie i płaczu, wielu ludzi umierało. Niejednokrotnie brakowało możliwości, aby wyciągnąć zmarłego/zmarłych z takiego wagonu, aby ich pochować. Taka katorga w wagonach mogła trwać nawet do kilku tygodni.
I o tym, oraz o wielu innych poruszających sprawach pisze w swej książce „Odzyskać nadzieję wrócić do ojczyzny” Wojciech Marciniak. Oczywiście rozmach pracy daleko wykracza poza informacje przeze mnie przytoczone, bowiem Autor opisuje również szczęśliwe zakończenie, gdy niektórym z wysiedleńców udało się, wprawdzie po dziesiątkach lat, wrócić do wolnej Polski. I to trochę pokrzepiające. Jednak nic nie przesłoni złowróżebnego obrazu, wyłaniającego się z tej lektury. Tym bardziej dramatycznego, że właśnie na Ukrainie dzieją się podobne nieszczęścia. Choć to książka o przeszłości, doskonale oddaje to, co grozi nam we współczesnym świecie. Książkę czytało się szybko. Było w niej wiele momentów wzruszenia, jeszcze więcej zadumy nad losem ludzkim. Śmiało mogę przyznać, że jest to bardzo interesująca pozycja, i godna polecenia każdemu, bez jakichkolwiek szufladek i ograniczeń wiekowych. I tylko jednego jestem pewien – nigdy nie zapomnę tego, co przeczytałem w tej książce.