Spodobała mi się okładka – książka na niej jest w dotyku wypukła – tytuł oraz cena (1,50 PLN). Pomyślałem, że jeśli nawet się pomyliłem, to strata minimalna, ale… okazało się, choć nie na samym początku, że dobrze wybrałem, nadal mam wyczucie. A początek właśnie jest pokomplikowany, za dużo postaci i nie wiadomo, co właściwie się dzieje, kiedy i dlaczego. Po trzydziestu kartkach dopiero gra autora z czytelnikiem staje się pasjonująca.
W 1932 roku Mitchell Siegel zostaje zastrzelony. Motywy nie zostały odkryte, podobnie jak sprawca i narzędzie zbrodni – pistolet. Syn zamordowanego, pisarz Jerry Siegel, tworzy Supermana, komiksowego bohatera, którego kule się nie imają. Połączenie z traumą rodzinną jest oczywiste.
Ciąg dalszy historii przenosi się o prawie osiemdziesiąt lat, w czasy współczesne. Fort Lauderdale, Floryda. Cal Harper, pracownik socjalny w schronisku dla bezdomnych, objeżdżający miasto starą furgonetką i zbierający ich z ulic, znajduje pewnej nocy swojego ojca. Lloyd Harper spędził w więzieniu kilka lat za nieumyślne spowodowanie śmierci swojej żony, chorej na chorobę dwubiegunową; po wyjściu zniknął na kolejnych naście lat. Cal Harper znalazł ojca w jakimś zaułku, rannego, postrzelonego w pierś. Szybko okazuje się, że strzał padł z pistoletu, z którego kiedyś strzelano do Siegela.
Lloyd Harper nie został raniony ciężko. Po wyjęciu kuli i opatrzeniu odesłano go do domu. Podczas trwania zabiegów medycznych syn znalazł w rzeczach ojca zawiadomienie, awizo tajemniczej przesyłki, specjalnego kontenera, a w nim…
Cal Harper odbiera ładunek przeznaczony dla ojca. Tym samym obaj stają się celem psychopatycznego zabójcy, Ellisa, działającego (zwykle ze swoją suczką Benoni) na zlecenie tajnej organizacji nazywanej Kierownictwem.
„W 1900 roku ktoś ukradł Kierownictwu Księgę, czymkolwiek była – w jednym piśmie nazywana rzeźbą, a w innym emblematem. Dziadek i pradziadek Ellisa szukali jej przez dziesięciolecia, starając się odnaleźć ją z myślą o ojcu i synu, zawsze z myślą o ojcu i synu. A dziś, widząc Cala i jego ojca, Ellis w końcu zrozumiał, jak bliski jest koniec. Musiał tylko zmieść z powierzchni ziemi tych łotrów. Wówczas dla siebie i dla swojej rodziny będzie w końcu bohaterem”*.
W opisach powieść nawiązywana jest do twórczości Roberta Ludluma i Dana Browna. Może sens ma „Kod Leonarda da Vinci”, bo to też tajemnice bardzo odległej przeszłości, ale do Ludluma nie pasuje mi „Księga kłamstw” zupełnie. Moje skojarzenie to „Dziewiąte wrota”, film powstały na podstawie powieści „Klub Dumas” Arturo Pérez-Reverte'a.
Ostatecznie powieść może nie powala na kolana, ale rozrywka całkiem niezła.
---
* Brad Meltzer, „Księga kłamstw”, przekład Bożenna Stokłosa, Albatros, 2012, s. 48.