Toxyczne Dziewczyny recenzja

W oczekiwaniu na ratunek... lub śmierć.

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Aleksandra_B ·6 minut
2019-09-16
Skomentuj
1 Polubienie
Trochę czasu (oraz stron) minęło, nim właściwie dotarłam do początku możliwego końca „idylli” panującej na odizolowanej od reszty cywilizacji wyspie. Rory Power trzymała mnie w niepewności, oszczędnie karmiąc licznymi wskazówkami, pozwalając na snucie najróżniejszych domysłów. Naumyślnie budowała napięcie, wprowadzając elementy grozy zdające się przybierać realne kształty. Przypominało to oddziaływanie Toxu: powolne rozprzestrzenianie po zamkniętej przestrzeni, gdzie prędzej czy później czytelnik całkowicie staje się niewolnikiem historii. W jednej chwili jednak pojęłam, że zabawa w „kotka i myszkę” zaczyna się dłużyć. Pragnęłam wreszcie zaznać tego, co tak obiecywano, a serwowanie fabularnych przystawek ani trochę nie odciągało myśli od dania głównego. Czekałam na godzinę „zero”, siedząc jak na szpilkach. I wiecie co? Wreszcie się tego doczekałam!

NIEBEZPIECZNY TOX MOCNO ŚPI… NIEBEZPIECZNY TOX MOCNO ŚPI! MY SIĘ GO BOIMY, PO TERENIE SZKOŁY TYLKO CHODZIMY. JAK SIĘ ZBUDZI… 

Decyzja Hetty o opuszczeniu pozornie bezpiecznego terytorium zagwarantowała nie tylko przerwanie kwarantanny (chociaż, gdyby inaczej na to spojrzeć, co innego mogłyby zarazić, skoro las na wyspie już od dawna był skażony Toxem). Kierowana egoistyczną chęcią odnalezienia najlepszej przyjaciółki nawet nie przypuszczała, że przyczyni się to do zniszczenia niewidzialnej bramy rutyny, wywołując szereg mrożących krew w żyłach zdarzeń. Jak wcześniej groziło im spore niebezpieczeństwo, tak odkręciła ten kurek do końca, wylewając nie tylko na siebie, ale również resztę dziewczyn paskudztwo. A to ustalało własne zasady gry, mając na uwadze oszustwo drugiej strony. Owocowało to niespodziewanymi zagrywkami. I tylko wzajemne wsparcie oraz odwaga mogły je uratować. Obserwowałam każdy ich ruch. Płomiennie liczyłam na to, że, pomimo przeciwności losu oraz niedogodności, dadzą radę odeprzeć wrogie ataki, dzięki czemu znowu w ich sercach zagości nadzieja. Nadzieja na to, że Bóg sobie o nich przypomni, zsyłając prezent w postaci wyśnionego lekarstwa. Tylko czy choroba nie pokrzyżuje im walecznych planów? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami. Ja powiem jedynie tyle, że może bez ryzyka nie ma zabawy, ale czy warto się na takowe narażać, kiedy i tak tkwi się po uszy w pułapce? A może to taki bunt wobec własnej bezsilności?
Jeżeli w życiu jest za kolorowo, wszystko idzie jak z płatka, prędzej czy później coś musi p...ójść nie tak. No, może nie zawsze, ale w przypadku „Toxycznych dziewczyn” znajdzie się parę „niewypałów”. Na pewno jednym z nich jest wątek miłosny. Nie mam nic do związków homoseksualnych, żeby nie było, ale w tej książce da się odczuć, iż jest wciśnięty na siłę. Zyskałby on na jakości, gdyby autorka postanowiła poprowadzić go w zgoła inny sposób. Dała szansę, by rozwinąć skrzydła i poszybował w niebiosa. A tak jedynie je ukazał, szybko chowając za siebie, unikając latania. A tak niepotrzebnie zajmował przestrzeń, psując nieco i tak zagęszczoną atmosferę. Również mam parę zastrzeżeń do warstwy medycznej. Nie jestem szczególnie uzdolniona w tej dziedzinie (obejrzenie kilkudziesięciu odcinków „Dr House’a”, a co dopiero kilku sezonów serialu „Hoży doktorzy” nie czyni ze mnie lekarki), ale wydaje mi się, że więcej w tym było amatorszczyzny, niżeli profesjonalizmu. Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale nikt – dosłownie NIKT – nie wpadł na pomysł, aby zajrzeć GŁĘBIEJ w fenomen sławnego Toxu? Ach, no tak – przecież gdyby poczynili taki ruch, to reszta historii mogłaby spakować manatki i wyjechać w siną dal. A to nie wchodziło w rachubę… Dlatego uznam to za celowy zabieg, jednak dalej będzie mnie gryzł! Oby był zaszczepiony przeciw wściekliźnie… 

ŁĄCZY NAS WIELE, NIE TYLKO TA PRZEKLĘTA ZARAZA

Osiemnaście miesięcy bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Osiemnaście miesięcy walk o każdy najmniejszy kawałek jedzenia. Osiemnaście miesięcy spoglądania śmierci w oczy, gdzie odliczają czas do kolejnego ataku ze strony siejącego spustoszenie w ciałach Toxu. 
Właśnie tak wyglądała codzienność Hetty oraz pozostałych dziewcząt, które choroba uwięziła na wyspie Raxter w szkolnych murach, odbierając dosłownie wszystko. Zdane na siebie oraz pozorną pomoc ze strony wojska, próbujące żyć w zgodzie, choć ta nie zawsze między nimi panuje. Okradzione z przyszłości, niekiedy wypatroszone z uczuć… Jak to przetrwać? Na szczęście Hetty ma u swego boku lojalne przyjaciółki, Byatt oraz Reese, które są w stanie gotowe skoczyć za sobą w ogień. Dlatego też nie dziwne, że główna bohaterka zaryzykowała własnym życiem, aby ocalić jedną z nich z rąk podejrzanych osobistości. Szkoda tylko, iż każdy jej ruch przypominał nieudolne utrzymanie równowagi na oblodzonym chodniku. Hetty działała impulsywnie, pod wpływem uczuć, co ciągle ją gubiło. Rozumiałam jej rozgoryczenie. Wiecznie oszukiwana pragnęła, by sprawiedliwości stało się zadość, lecz więcej szkodziła, niżeli pomagała. I to właśnie sprawiało, że choć obdarzyłam ją sympatią, to zdarzało jej się grać mi na nerwach. To samo tyczy się Reese, choć w jej przypadku mogę powiedzieć o syndromie „sfochanej nastolatki”. Przyjaciółka głównej bohaterki wiele przeszła, lecz niejednokrotnie odczuwałam, że mam przed sobą kilkuletnie dziecko, a nie nastolatkę, która lata moment wkroczy w dorosły wiek. Jej dąsy doprowadzały mnie do szaleństwa! Wiele razy chciałam nią ostro potrząsnąć. Aby oprzytomniała. Aby pojęła, że nie jest w tym bagnie sama, iż takie zachowanie nie przynosi niczego dobrego. Co zaś tyczy się Byatt…
Nie spodziewałam się, że ta dziewczyna skrywa tak wiele tajemnic. Że jest nimi obładowana od czubków palców u stóp po same cebulki włosów. Jak dla mnie ta postać była najwyraźniejsza. Pokazała, iż może nam się wydawać, że kogoś znamy niczym własną kieszeń, kiedy prawda okazuje się zupełnie inna...
Ach, chciałabym napisać, że każda z przewijających się przez „Toxyczne...” bohaterka znacznie wyróżnia się na tle pozostałych, nadając całej historii różnorodnych barw. Tak niestety nie było. Wiele postaci – w moim odczuciu – wydawało się nieco spłaszczonych, jakby brakowało na nie konkretnego pomysłu. Czasami tylko imiona powodowały, że je odróżniałam (choć też imiona potrafiły mnie mylić. Spójrzcie na te od głównej bohaterki i jej przyjaciółek – możemy nastąpić mały chaos), co jest trochę zasmucające. Rory Power miała wiele okazji, aby dodać im wyrazistości, głębi, a pozostała jedynie woda z resztkami farby, gdzie maczano pędzel używany przy malowaniu pierwszoplanowych dam. Sama przeszłość Hetty i jej świty, choć ukazana, miała trochę luk, przez co często zastanawiałam się, czy aby na pewno ma ona związek z tym, co aktualnie nimi kieruje. Oczywiście nie każę robić pełnej charakterystyki, bo kto to by przeczytał, ale jeżeli powiedziało się „a”, to trzeba dośpiewać „b”.

Rory Power, choć dopiero nieśmiało trupta po literackim świecie, zdołała mnie zdobyć swoją kreatywnością. Co jak co, ale w takie klimaty to mi graj i nie pozwalaj, by muzyka przedwcześnie ucichła. Autorka, choć stawiając na prostotę słów, bez wyszukanych nazewnictw, umie obciążyć ciało i umysł, nie dając wytchnienia. Chociaż naliczyłam trochę wad – jak na debiut przystało – nie byłam w stanie odmówić sobie chwili relaksu z książką, gdzie minuty przekształcały się w godziny, aż nie spostrzegłam, że już ją pożarłam. Ogromnie, przeogromnie podobało mi się rozwinięcie tematu Toxu. Spodziewałam się wszystkiego, lecz prawidłowa wersja jeszcze bardziej mnie zadowoliła. Niestety inne odczucia mam w sprawie zakończenia. Wydaje mi się nieco odbiegające od reszty książki, gdzie wszędzie docierało się stopniowo, a tutaj panował istny chaos. Pomijając już zdarzenie, po którym czułam, jak mi zaciska żołądek (przypuszczam, że ci, co znają tę historię, to zrozumieją), ale zostawienie go otwartego, bez powiadomienia, czy faktycznie nastąpi kontynuacja? Tak się nie robi!

Podsumowując. „Toxyczne dziewczyny” to debiut literacki Rory Power, który zachwycił czytelników do takiego stopnia, że podobno ma powstać film na jego podstawie. I wcale bym się nie obraziła, bo wykreowany przez autorkę świat świetnie nadaje się na wielkie ekrany, gdzie jej przeszywająca do szpiku kości, wywołująca ciarki aura w połączeniu z wieloma niewiadomymi wbija w fotel. Dlatego ogromnie liczę, aby ta plotka okazała się prawdą, bo może dzięki temu inne postaci zyskają inne, bardziej charakterystyczne oblicza?

Moja ocena:

Data przeczytania: 2019-09-05
× 1 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Toxyczne Dziewczyny
Toxyczne Dziewczyny
Rory Power
6.6/10

Feministyczna wersja "Władcy Much" opowiadająca o trzech najlepszych przyjaciółkach, które mieszkają w szkole z internatem dla dziewcząt, mieszczącej się na wyspie objętej kwarantanną. Po tym, jak...

Komentarze
Toxyczne Dziewczyny
Toxyczne Dziewczyny
Rory Power
6.6/10
Feministyczna wersja "Władcy Much" opowiadająca o trzech najlepszych przyjaciółkach, które mieszkają w szkole z internatem dla dziewcząt, mieszczącej się na wyspie objętej kwarantanną. Po tym, jak...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

może niektórzy z was kojarzą zasadę 3Z czy ZZZ - zakuć, zdać, zapomnieć? to tutaj pasuje PPZ - poznać, przeczytać, zapomnieć. fakt, nie czyta się tej książki ciężko, ale zarazem nie ma w niej chyba n...

@lemnisace @lemnisace

Recenzja powstała dla grupy "Fantastyka na luzie", dzięki uprzejmości Wydawnictwa NieZwykłe - @Link "Powiedzieli nam "czekajcie i nie dajcie się zabić". A my pomyślałyśmy, że to będzie proste". Cza...

@fantastyka.na.luzie @fantastyka.na.luzie

Pozostałe recenzje @Aleksandra_B

Rok próby
Podążając w mroczne dzieje...

Miesiące temu dane mi było przeczytać popularną powieść „Opowieść Podręcznej”, która – choć nie zachwyciła mnie do szpiku kości – pozostawiła po sobie wiele pytań związa...

Recenzja książki Rok próby
Hegemon Apopi. Córa lasu
To nie jest bajka dla dzieci...

Bajki. Najczęściej to właśnie one kształtują nasz pogląd na przeróżne magiczne krainy, jakie wtedy poznajemy. Przesiąknięte feerią barw, zamieszkałe przez wspaniałe nadn...

Recenzja książki Hegemon Apopi. Córa lasu

Nowe recenzje

Cztery Królestwa. Początek
Początek
@Gosia:

„Cztery królestwa. Początek” Katarzyny Pająk – Zjawińska to pozycja, która zaintrygowała mnie swoim opisem. Sięgając p...

Recenzja książki Cztery Królestwa. Początek
Confessio
Wyznanie matki
@emol:

Po książkę Natalii Kuzer sięgnęłam zaintrygowana tytułem. „Confessio” to bowiem z łaciny „spowiedź” lub „wyznanie” . F...

Recenzja książki Confessio
Frekwencja 350. Tom 1. Natura kryształu
science fiction, gdzie główną rolę grają emocje
@vaneskania07:

Emocje mają wielką moc. Jak mogą pomóc przy nowoczesnej technologii? Gdzie nas to wszystko zaprowadzi? Główna bohaterk...

Recenzja książki Frekwencja 350. Tom 1. Natura kryształu
© 2007 - 2024 nakanapie.pl