Sandra Brown nie po raz pierwszy udowodniła mi, że tworzy wspaniałe, fascynujące historie. Potrafi z misterną precyzją spleść ze sobą wiele wątków i postaci. Wprawić czytelnika w stan nerwowego oczekiwania, kiedy to z niecierpliwością przewraca się kolejne kartki, by jak najszybciej odkryć jak potoczą się losy bohaterów.
Cleary to małe, senne miasteczko położone w górach. Idylliczna sceneria, spokojni mieszkańcy, czasem nawet zdarza się, ze powieje nudą. Niestety, jakiś czas temu, spadał na tą miejscowość cień grozy. Zaginęło pięć kobiet i żadnej nie odnaleziono. Policja podejrzewa porwania, a nieznanego przestępcę nieoficjalnie nazywa Chabrem, od niebieskich wstążek zostawianych na miejscu przestępstwa.
Lilly Martin właśnie pozbyła się ostatniej rzeczy łączącej ją z byłym mężem. Sprzedają właśnie ich wspólny domek letniskowy. Niestety mężczyzna nie bardzo akceptuje zaistniałą sytuację. Po paskudnej kłótni wybiega z budynku, a Lilly wyczerpana zapada w niespokojny sen. Kiedy się budzi na dworze panuje niezła zadymka, początek zapowiadanej od dawna gwałtownej burzy śnieżnej. W drodze powrotnej nagle na szosę wybiega człowiek. Nie udaje się uniknąć wypadku. Kobieta, zmuszona jest wrócić do górskiej chaty wraz ze swoim nowym towarzyszem i przeczekać, okrutny kaprys natury. Jakież jest jej przerażanie gdy w jego plecaku odnajduje... kłębuszek niebieskiej wstążki.
Sandra Brown nie była by sobą gdyby skupiła się tylko na jednym głównym wątku. Obserwujemy tu nie tylko historię Lilly i jej towarzysza. Mamy okazje poznać aptekarza Ritt'a, skorego do wszelkiego rodzaju plotek; jego siostrę, Marilee, nauczycielkę w miejscowym liceum, która nie jedno ma na sumieniu; Wes'a, apodyktycznego trenera szkolnej drużyny futbolowej oraz jego nastoletniego syna Scott'a. Jest to paleta postaci o odmiennych zachowaniach i charakterach. Obserwujemy ich wybory (słuszne lub nie), możemy wczuć się w ich rozterki, dojrzeć dlaczego postępują tak a nie inaczej.
„W objęciach chłodu” to jedna z książek, które są niemal specyficzne dla tej autorki. Taki kryminał z romansem w tle ( i o nie jednym). I zdecydowanie wątki miłosne nie dominują w fabule.
Występuje tu narrator trzecioosobowy, który pisze z punktu widzenia każdego z bohaterów, dzięki czemu możemy wnikliwie poznać kierujące nimi pobudki, a mimo to przestępcę odkrywamy dopiero na końcu.
Weźmy cieplutki kocyk, kubek gorącej czekolady (lub innego napoju, zależnie od upodobań) i najlepiej przy kominku, bo w książce panuje naprawdę mroźna atmosfera, rozkoszujmy się intrygą i tajemnicą zawartą w tej pozycji. Gdzie zaufanie walczy o prawo głosu ze zdrowym rozsądkiem, niewinne owieczki zamieniają się w krwiożercze wilki, osoby które powinny być dla nas ostoją i opoką okazują się prawdziwymi potworami.
Powieść ta mimo iż bardzo mi się podobała, nie jest jednak jedną z najlepszych książek pani Brown. W sumie nie mam do czego się przyczepić, ale nie wprowadziła mnie w stan całkowitego zachwytu. Po przewróceniu ostatniej strony czułam się absolutnie syta fabuły i zadowolona z takiego a nie innego zakończenia.
Okładka też bardzo ładna. Może nie za bardzo artystyczna, ale mi się taki minimalizm podoba. I kolorem idealnie wpada w klimat książki (niebieskie wstążki Chabra).
Moja ocena: 8/10
z: szeleststron.blogspot.com