„Czarny piątek” – Alex Kava
wyd. Mira
rok: 2010
str. 347
Ocena: 5/6
Zaglądam do kuchni, stawiam wodę na gazie. Zalewam czarowny napój. Zapraszam Was wszystkich na kawę. Na Alex Kavę.
Czy bałam się przed tą lekturą? Czy obawiałam się, że mogę się zawieść? Czy przechodziły mnie ciarki, gdy myślałam czy historia mnie zadowoli? Oczywiście. Zawsze boję się przed lekturą, jakiejkolwiek powieści. Ta jednak „przerażała” mnie wyjątkowo. Dlatego, że tak wiele pozycji Kavy już przeczytałam. Dlatego, że ta jedna może nie dorównywać poprzednim. I co wtedy? Co wówczas napiszę? Czy będę w stanie napisać recenzję? Czy będę umiała sięgnąć po kolejne jej powieści? Te pytania nie opuszczały mnie, aż do momentu sięgnięcia po „Czarny piątek”. Bo już po pierwszych zdaniach… strach i obawa zniknęły.
Jest piątek. Dzień po Święcie Dziękczynienia. W tym dniu można robić jedną z dwóch rzeczy. Olądać w telewizji rozgrywki drużyn uniwersyteckich lub robić przedświąteczne zakupy. Zdecydowana większość Amerykanów wybiera opcję drugą. Tabuny ludzi oblegają centra handlowe. Zyski sprzedawców biją rekordy. Jest Czarny Piątek. Tego właśnie dnia Maggie O’Dell postanowiła zostać w domu, z przyjaciółmi, przy smacznych przekąskach, na kanapie, dopingując wybraną przez siebie drużynę uniwersytecką. W tym samym czasie przyrodni brat Maggie, Patrick, wraz z przyjaciółmi odwiedza największe centrum handlowe w Ameryce – Mall of America. Dixon – kolega Patricka ma zadanie do wykonania. Wraz z grupą przyjaciół mają zamiar zakłócić działanie urządzeń elektronicznych w centrum handlowym. Są młodymi idealistami – chcą by Amerykanom otworzyły się oczy. By zobaczyli, dokąd prowadzi ich cywilizacja. Że zapomnieli o ostrożności, że zło czai się za rogiem. Sprzęt „zagłuszający” przenoszą w czerwonych plecakach, zapiętych na kłódkę. Może to nieco dziwne, ale… mniejsza z tym. Dzień Dixona, Rebecki i Patricka zakłóca telefon od dziadka tego pierwszego. Jego babcia jest w szpitalu – musi do niej jechać. Plecak zostawia pod opieką przyjaciół. Dzień Maggie również zakłóca telefon. Od szefa. Wybuchła bomba w jednym z centrów handlowych. Jest niezbędna na miejscu. Domyślacie się co będzie dalej? Zapewne. Ale do głowy Wam nie przyjdzie, co też Kava tym razem wymyśliła. Bo to… przechodzi ludzkie pojęcie.
Tak więc przedstawiam Wam Czarny piątek kolejną genialną książkę Alex Kavy. Idealnie komponującą się zarówno z gorącą czekoladą jak i z lodami waniliowymi z czekoladą. Nie wierzycie mi na słowo? Przekonajcie się na własnej skórze. Mnie książka nie zawiodła. Wciągnęła mnie i nie chciała wypuścić ze swych ramion. Kołysała mnie do snu i wstrząsająco budziła o poranku. Zagrzewała do siermiężnej walki w pracy by czym prędzej wrócić do lektury. Z czystym sumieniem polecam ją Wam wszystkim, bez wyjątku. Bo Kava czaruje, Kava pochłania, Kavę trzeba czytać. A serię o Maggie już w szczególności. Czarny piątek jest równie dobry jak pozostałe książki tej autorki. Napisany przystępnym językiem, wciąga od pierwszych stronic i trzyma czytelnika w napięciu aż do ostatnich zdań książki. Z biegiem akcji ukazywanych jest coraz więcej szczegółów, dzięki którym jesteśmy w stanie rozwikłać zagadkę Czarnego piątku. Ale czy do końca? Czy poznamy całą historię? Czy odkryjemy wszystkie tajemnice? Tego zdradzić Wam nie mogę. Liczę, że przekonacie się sami :).