Instytut to książka z gatunku fantasy, która przyciągnęła mnie do siebie swoim opisem. To właśnie od fantastyki zaczynałam swoją przygodę z czytaniem książek i zawsze chętnie do niego wracam.
Teddy Cannon nie jest typową dwudziestokilkuletnią kobietą. Owszem, jest zaradna, bystra i pokręcona. Ale potrafi też z niesamowitą precyzją czytać ludzi. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że jest prawdziwym medium.
Kiedy seria złych decyzji prowadzi Teddy do wpadki z policją, interweniuje tajemniczy nieznajomy. Zaprasza ją do złożenia podania do instytutu dla mediów, placówki ukrytej u wybrzeży San Francisco, gdzie studenci są szkoleni niczym pracownicy Delta Force: uczelnia ta jest konkurencyjna, bezwzględna i ściśle tajna. Studenci uczą się tam telepatii, telekinezy, umiejętności śledczych i taktyki SWAT. A jeśli przetrwają szkolenie, kontynuują służbę na najwyższych szczeblach władzy, wykorzystując swoje umiejętności do ochrony Ameryki i świata.
W grupie Teddy zaprzyjaźnia się z Lucasem, buntownikiem, który siłą woli umie wzniecić ogień i ma nad nim kontrolę; Jillian, hipsterką, która umie pośredniczyć w komunikacji między zwierzętami i ludźmi; oraz Molly, hakerką, która potrafi uchwycić stan emocjonalny innych osób. Ale gdy Teddy czuje, że być może wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi, zaczynają się dziać dziwne rzeczy: dochodzi do włamań, giną studenci i wiele więcej. Teddy przyjmuje niebezpieczną misję, która ostatecznie sprawi, że dziewczyna zacznie kwestionować wszystko – swoich wykładowców, rodzinę, a nawet samą siebie.
Instytut powiela schemat szkoły z internatem, gdzie uczniowie zdobywają unikatową wiedzę, rozwijają swoje umiejętności (chociażby Hogwart w Harrym Potterze, Akademia Ellinghama w Nieodgadnionym, Akademia Wampirów). Ten motyw występuje dość często, więc nie jest to czymś oryginalnym. Podoba mi się jednak sam pomysł na historię i wykorzystanie Instytutu, który jest szkołą nauczającą osoby, które w przyszłości będą pracować dla rządu, dla służb specjalnych, co jednocześnie sprawia, że książka nabiera trochę wątku sensacyjnego i szpiegowskiego. Na końcu przypomina także kryminał z zaskakującym rozwiązaniem. Taka mieszkanka może być wybuchowa, ale myślę, że autorka dał radę.
Co do samych bohaterów, to muszę przyznać, że nie mam ulubionego. Główna bohaterka mnie dosyć często irytowała. Postać Teddy powiela schematy – ma wyjątkowy dar, rzadko spotykany i o niezwykłej sile, które ogólnie jest dosyć wyjątkowy. Reszta postaci również jakoś się nie wyróżnia, co sprawia, że nie mam postaci, której bym jakoś bardziej kibicowała.
Jak na debiut autorki to książka jest dobrą rozrywką i na pewno przeczytam kolejne części. Instytut to wprowadzenie do nowego świata, więc zanim się w nim odnajdziemy minie trochę czasu, a wydaje mi się ten ma jeszcze wiele do zaoferowania. Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy Teddy.
Największym atutem tej książki jest zakończenie, które na pewno nie jednego czytelnika zaskoczy. Styl autorki jest lekki, więc książkę czyta się bardzo szybko. Mamy lekki romans, ale jest on tak subtelny, że zupełnie nie przeszkadza w akcji. Autorka umiejętnie połączyła gatunki, tworząc swoje uniwersum. Czekam na kolejne tomy.