Strefowicze nie znają prawdziwego świata, znajdującego się poza murami labiryntu. Żyją na niewielkiej przestrzeni, otoczonej ze wszystkich stron kamiennymi ścianami, wznoszącymi się wysoko w niebo. Tylko cztery wrota umożliwiają opuszczenie przymusowego miejsca pobytu. Jednak to, co znajduje się za nimi, jest chyba nawet gorsze od przebywania w Strefie, gdzie są przynajmniej bezpieczni, mają co jeść, pić, a co tydzień otrzymują windą zaopatrzenie. Natomiast labirynt to przerażająca plątanina kamiennych korytarzy, zmieniających co noc położenie, po których krążą Bóldożercy- obrzydliwe stworzenia- maszyny, z którymi spotkanie nie jest przyjemnym przeżyciem. Strefowicze nie wiedzą, jak znaleźli się w tym miejscu. Jedyne ich wspomnienia to pojawiające się od czasu do czasu, niepowiązane z konkretnymi osobami, miejscami, czy sytuacjami, obrazy z przeszłości. Tak jakby ktoś wykasował im pamięć. Nie znają ludzi, którzy im to zrobili, nazywają ich jednak Stwórcami.
Coś się zmienia, gdy pewnego dnia w Strefie pojawia się Thomas. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, bo co miesiąc, tak zwanym Pudłem, przybywa do labiryntu chłopiec. Ale właśnie. Co miesiąc. Chłopiec. A tymczasem w następnej dobie pojawia się dziewczyna, pierwsza w dwuletniej już historii Strefy. Oznajmia, że nic już nie będzie takie jak dawniej. I nie myli się.
„Więzień Labiryntu” to pierwsza część trylogii fantastycznej o tym samym tytule, która stała się bestsellerem na rynku amerykańskim. Jej autorem jest James Dashner, twórca kilku serii książkowych dla młodszych czytelników, wraz z rodziną mieszkający w stanie Utah. Cała trylogia ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa „Papierowy Księżyc”, druga część – „Próby ognia”- w marcu 2012 roku. Planowana jest ekranizacja „Więźnia Labiryntu” przez wytwórnię 20th Century Fox.
Zaczynając lekturę, po przeczytaniu zarówno jej opisu jak i pozytywnej recenzji, miałam co do „Więźnia Labiryntu” wysokie wymagania. Nastawiłam się na historię, która mnie zadziwi, wciągnie, wprowadzi w nastrój tajemnicy i grozy. I nie zawiodłam się.
Początkowo książka jest po prostu ciekawa. Wraz z głównym bohaterem dopiero zapoznajemy się z sytuacją, tak jak i on niewiele wiemy o Strefie i jej mieszkańcach. Stopniowo zostajemy wprowadzeni w zasady rządzące tym małym światem. Dopóki jeszcze zasady istnieją. Bo wkrótce sytuacja znacznie się komplikuje, w labiryncie dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, a Thomas musi zagłębić się w ocean tajemnic ze swojej przeszłości, żeby zapobiec katastrofie. Dodatkowo interesujące jest to, że wie o sobie tyle co nic, a każde pojawiające się wspomnienie może okazać się i dla niego, i dla czytelnika, szokujące.
Język powieści jest prosty w odbiorze, czyta się łatwo i przyjemnie. Do pewnego momentu, dla takich jak ja fanów pięknego wysławiania się w stylu „Cukierni pod Amorem”, wada mogą być dialogi pomiędzy bohaterami. Slang, zarówno współczesnej młodzieży jak i książkowych Strefowiczów, łączy się, tworząc mieszkanką pojawiającą się nagminnie w początkowej części powieści. Bardzo irytowały mnie ciągłe kłótnie między postaciami, owocujące bogatymi wiązankami wymyślnych wyzwisk. Ile razy można używać słów typu „smrodas”, „sztamak”, „klump”? Byłam tym tak zniechęcona, że moim jedynym marzeniem było, żeby tylko bohaterowie się w końcu uspokoili. Na szczęście moje pragnienie spotkało się z pozytywnym odezwem, bowiem wkrótce natężenie żargonu znacznie zmalało, a Strefowicze zaczęli prowadzić inteligentne rozmowy i udzielać ciekawych informacji. Poza tym, przy takiej akcji, na niektóre wady dialogów można przymknąć oko.
A co to jest za akcja ! Według mnie godna największego podziwu. O ile za „szybkie zwroty akcji” uważałam te z książek, w których dzieje się nieporównywalnie mniej, nie wiem, co mogłabym powiedzieć o tych z „Więźnia Labiryntu”. Czytałam w dzień, w nocy, z rana, gdy wstałam, przy jedzeniu kolacji, reagując złością na każdy hałas przeszkadzający mi w lekturze. Mogę powiedzieć: „ Oj dzieje się, dzieje”. Od czasu, gdy akcja się rozkręca, nieustannie pojawiają się nowe problemy, zmiany w Strefie, wspomnienia w głowie Thomasa, poszlaki, czy wskazówki podsuwane przez Stwórców. Podczas czytania, gdy mogłam kątem oka zauważyć, że zbliża się koniec rozdziału, zasłaniałam zakładką ostatnie linijki tekstu, bo tak mnie kusiło, żeby zerknąć. Tym bardziej, że często właśnie pod koniec rozdziałów dzieje się coś niezwykłego, co nie pozwala przerwać lektury i każe czytać dalej.
Nie wiem, jak opisać moje uczucia po skończeniu książki. Zdradzę tylko, że nawet ostatnie strony nie przestają zaskakiwać. A gdy przeczytałam słowa z okładki: „Przetrwałeś Labirynt. Jesteś jednym z wybrańców. Ale czas prób jeszcze się nie skończył.”, czułam się jakbym naprawdę to ja brała udział w tych wydarzeniach. Niesamowita książka ! Mogę tylko niecierpliwie oczekiwać na kolejną część i mieć nadzieję, że dorówna pierwszej. Polecam !