Długo zastanawiałam się jak ocenić książkę i co mogę o niej napisać. Przede wszystkim popełniłam jeden (ale jakże istotny z mojego punktu widzenia) błąd, mianowicie obejrzałam film zanim sięgnęłam po książkę.
Historia Streferów sama w sobie jest genialna, natomiast to w jaki sposób ukazana jest w książce już troszeczkę mniej. Czytając książkę miałam w głowie sceny z filmu, wciąż dopatrywałam się podobieństw i różnic przez co trudno było mi przebrnąć przez te nieco ponad 400 stron. Co mogę rzec - na pewno nie jestem fanką slangu, jakim posługiwali się Streferzy. Och jakże mnie on po pewnym czasie irytował! Przy kolejnym "ogay, purwie czy klumpie" miałam ochotę zamknąć książkę i do niej nie wracać... Stworzenie slangu było fajnym pomysłem, ale nadużywanie go było w mojej opinii dość kiepskie, monotonne i na dłuższą metę irytujące. Męczyło mnie to i odbierało radość z czytania. Historia przez pewien czas odrobinkę mi się dłużyła, później mnie wciągnęła, natomiast koniec był tak szybki i tak mało "mięsisty" w treści, że czegoś mi tutaj zabrakło.
Wydaje mi się, że po obejrzeniu filmu, zbyt wysoko postawiłam poprzeczkę książce, która nie jest złą książką! Natomiast moim błędem było niewątpliwie to, że zamiast przeczytać książkę, najpierw obejrzałam film co odbiło się na ostatecznym odbiorze "Więźnia Labiryntu" J. Dashner'a.