Czytając tom 4, a właściwie prequel "Więźnia Labiryntu", przez cały czas miałam niedosyt. Oczywiście historia była bardzo ciekawa, jednakże słysząc o prequelu, myślałam o czymś zupełnie innym - o historii Thomasa w DRESZCZ-u.
Kiedy przed świętami Bożego Narodzenia weszłam do Empiku, aby przejrzeć książki i jednocześnie wybrać sobie prezent gwiazdkowy, byłam zdziwiona, kiedy ujrzałam "Kod gorączki". Kompletnie nie miałam pojęcia, że ma być kolejna część. Okładka z daleka rzuciła mi się w oczy i od razu wiedziałam, do jakiej serii należy ta powieść. Podeszłam więc bliżej, a czytając tytuł, coś mocno mi nie pasowało. Tej części przecież nie było. Dopiero, gdy doczytałam, że jest to 5 część (a właściwie sequel prequela :), zrozumiałam, co tu jest grane. A że na okładce było napisane, że tym razem będzie Thomas i będzie DRESZCZ, wiedziałam już, że to będzie właśnie ta historia, której brakowało mi w 4(?) części.
Przejdę już jednak do samej powieści, dzięki której można lepiej zrozumieć świat przedstawiony, a przede wszystkim funkcjonowanie labiryntu z pierwszej części sagi. Ile pytań kłębiło się w głowie, czytając "Więźnia labiryntu" i wreszcie mamy na nie odpowiedzi. Dowiadujemy się również rzeczy, których się nie spodziewaliśmy. Intrygi, kłamstwa, oszukiwanie - DRESZCZ był taki od samego początku.
"Kod gorączki" jest pozycją obowiązkową dla każdego, kto jest fanem "Więźnia labiryntu", dla każdego, kto choć trochę jest ciekawy tego, jak ten olbrzymi lab...