„Wspaniała opowieść o sile rodziny, o miłości i oddaniu” Kinga Preis [1]
Twórczość Ałbeny Grabowskiej fascynuje, wzrusza, zaskakuje… Przekonałam się o tym nie po raz pierwszy. Mam bowiem za sobą lekturę wcześniejszych utworów Pisarki - pierwszej przeczytanej przeze mnie powieści „Coraz mniej olśnieni” z zaskakującym i wbijającym w fotel zakończeniem, „Lotu nisko nad ziemią” poruszającego każdą strunę duszy i zmuszającego do refleksji nad złożonością ludzkiej psychiki, a przede wszystkim I tomu fenomenalnej sagi rodzinnej „Stulecie Winnych”. Po lekturze pierwszej części „Ci, którzy przeżyli” przeczytanej przez mnie tuż po premierze, długo nie mogłam złapać oddechu i oczywiście z wielkim zniecierpliwieniem czekałam na dalsze losy rodziny Winnych, szczególnie że z bohaterami pożegnaliśmy się w momencie przełomowym i tragicznym, bo w dniu rozpoczęcia II wojny światowej, w dniu, gdy ginie Antoni ratując życie Pawłowi, a Mania rodzi kolejne w rodzinie bliźniaczki Kasię i Basię.
Ałbena Grabowska pokazała swój kunszt pisarski również w II tomie swojej sagi „Ci, którzy walczyli”. Przyznam się, że czekałam na niego z lekkim niepokojem, bo doskonale zdaję sobie sprawę jak trudnym gatunkiem literackim jest saga rodzinna. Wymaga ona bowiem umiejscowienia losów paru pokoleń jednej rodziny w konkretnym okresie historycznym, obejmującym w przypadku naszej powieści ostatnie sto lat z dziejów naszego kraju. Ałbena w drugiej części zbliżyła się do epoki, którą wiele osób już pamięta z własnego dzieciństwa czy nawet lat wczesnej młodości. O ileż trudniej jest oddać realia historyczne czasów zapamiętanych przez nas, naszych rodziców czy dziadków, czasów, o których niejednokrotnie słyszeliśmy wspomnienia, czy wręcz sami ich doświadczyliśmy. Tu nie ma miejsca na brak prawdy historycznej, na przekręcenie faktów, na nierzetelny opis rzeczywistości. Wymaga to oczywiście od Pisarza ogromu przygotowań i solidnej analizy historycznej. Cóż… Ałbena udowodniła już w I tomie, że nie zlekceważyła tych wymogów, a w tomie II tylko podniosła poprzeczkę i zdała egzamin na przysłowiową „szóstkę”.
Rok 1942. Trwa najokrutniejsza wojna w dziejach Europy.
„Wojna przemawia do ludzi wieloma językami, ale zawsze jest to głos bestii.” [2]
Nie ominęła Brwinowa, w którym zapanowały rządy niemieckiego okupanta. Bronisława po śmierci swojego męża Antoniego przestaje mówić, Mania wychowuje swoje córeczki z dużą pomocą ojca i babci, tęskniąc cały czas za swoim mężem, który przepadł bez wieści. Ania wraz ze świeżo poślubionym Kazimierzem – młodym poetą, którego poznała w Stawisku u Iwaszkiewiczów jeszcze w czasach przedwojennych – przenosi się do Warszawy, by tam spędzić czas sam na sam z małżonkiem.
Niestety wojenna rzeczywistość nie sprzyja spokojnemu, dostatniemu życiu. O pracę jest bardzo trudno, a zarobki ledwo pokrywają czynsz i jedzenie. Łapanki, rozstrzeliwania przypadkowych przechodniów, denuncjacje, bombardowania, tragiczne losy rodzin żydowskich pozamykanych w getcie, likwidacja getta, ból, rozpacz, niepewność jutra, strach – to stałe elementy wojennego życia. I nowi bohaterowie powieści – Róża, Ewa, Michał… Kim są i jaki mają wpływ na losy rodziny Winnych? O tym opowie Wam już Ałbena Grabowska.
Koniec wojny nie przyniósł spodziewanej wolności. Czasy stalinowskie to nowy porządek, nie dla wszystkich akceptowalny. Represje ze strony komunistycznej władzy, prześladowania i kary za decyzje podjęte w czasie wojny, brak możliwości powrotu do kraju rodziny z zagranicy i znów strach, ból, niepewność jutra. Ale życie toczy się dalej, a wśród wielu nieszczęść pojawiają się również chwile radości, miłości, spełnienia, szczęścia. Winnych trudno złamać, bo mają siebie, bo siła rodziny przekazywana z pokolenia na pokolenie jest niezniszczalna. Winni przeżyją, nadal będą kochać, walczyć o lepsze jutro, upadać i podnosić się, ulegać namiętnościom, rodzić dzieci.
Nadchodzi rok 1968…
I tu kończymy nasze spotkanie z Winnymi w II tomie sagi. Jak zwykle u Ałbeny Grabowskiej zakończenie zaskakuje, rozkłada na łopatki, wywołuje niesłychane emocje i łzy wzruszenia. A także strach i niedowierzanie, że takie zdarzenia wydarzyły się naprawdę, że były udziałem Polaków w dość niedalekiej przeszłości. Któż z nas nie ma wśród najbliższych - osób, które przeżyły piekło II wojny światowej, koszmar obozów koncentracyjnych, śmierć bliskich, strach o losy brata, ojca walczącego na różnych frontach wojennych. Czasy powojenne również nie należały do najlżejszych. Represje, śmierć, prześladowania dotknęły większość polskich rodzin. Winni nie są tu wyjątkiem. Są typowymi reprezentantami polskiego społeczeństwa. Ich losy są nierozerwalnie powiązane z naszą historią, z realnym i prawdziwym życiem w tych ciężkich czasach. Może niejeden z nas zobaczy w postaci Ani swoją matkę czy babcię, borykającą się z trudami dnia codziennego, stojącą cały czas na straży ogniska domowego, służącą pomocą i radą. Może dopatrzy się w losach nowego pokolenia Winnych – Basi, Kasi czy Ewy, faktów z życia swojej rodziny. Nie jest to przecież aż tak odległa historia – rozruchy studenckie w 1968 roku po premierze Dziadów w reżyserii Kazimierza Dejmka pamiętamy z własnego dzieciństwa lub przekazów naszych rodziców.
Ałbena Grabowska jak zwykle perfekcyjnie powiązała fikcję literacką z tłem historycznym. Winni uczestniczą we wszystkich ważniejszych zdarzeniach, wplatając się w nie jakby mimochodem, ocierając o nie, ale nigdy nie stojąc na uboczu. I znowu – podobnie jak w I tomie – zadziwia cudowna równowaga, którą Pisarka potrafiła zachować. Równowaga między historią całego narodu a losami jednej rodziny, która jest jego nierozerwalną cząstką. Równowaga, dzięki której ta powieść tak zachwyca i która powoduje, że nie jesteśmy w stanie jej odłożyć na bok i zająć się czymś innym. To tak naprawdę wspaniała lekcja historii, jaką dane nam jest przeżyć. Nawet ktoś, kto nie lubi książek historycznych, przy Stuleciu… nie będzie się nudził i pochłonie te kilkadziesiąt lat naszych dziejów z wypiekami na twarzy i trwogą w sercu. A co najważniejsze – zapamięta i oceni.
Nieodłącznym elementem również tej części trylogii stały się postacie rzeczywiste, historyczne genialnie wplecione w fabułę i podkreślające dodatkowo jej realizm. O Bierucie czy Dejmku Autorka jedynie wspomniała, ale już postaci naszych „złotych” olimpijczyków – Janusza Sidły czy Elżbiety Duńskiej-Krzesińskiej ożyły na kartach powieści i w pewien sposób wpłynęły na los jednego z bohaterów. Ponownie spotykamy Jarosława Iwaszkiewicza i jego żonę Annę, a także w epizodach innych wybitnych przedstawicieli „śmietanki” literackiej.
Oczywiście zachowany również został realizm miejsca. W powieści odwiedzamy i zamieszkujemy w miejscach rzeczywiście istniejących – ul. Marszałkowska 62, gdzie mieszkała w czasie wojny Ania Winna wraz z Kazimierzem to prawdziwy adres warszawski. Kamienica faktycznie przetrwała wojnę i od razu po wyzwoleniu Warszawy w styczniu 1945 roku, mimo że brakowało dwóch ostatnich pięter, starzy mieszkańcy mogli ją zasiedlić. MDM, Mariensztat, Grand Hotel, Stawisko i wiele, wiele innych – to nie są miejsca fikcyjne, a to że Ałbena wspomina o nich w swojej powieści i umieszcza tam swoich wymyślonych bohaterów wzmacnia prawdziwość rozgrywanych scen. Tak naprawdę wielokrotnie zastanawiałam się, co w tej powieści jest rzeczywistością historyczną a co fikcją literacką, bowiem cała ta mieszanina sprawiała, że miało się wrażenie, że Autorka opisuje prawdziwe życie faktycznie istniejących, realnie żyjących ludzi. Takie wrażenie towarzyszyło mi zresztą od I tomu sagi – już wtedy wydawało mi się, że czytam historię rodziny, która żyła naprawdę.
Bo jak w to nie wierzyć, jeśli bohaterowie Ałbeny są ludźmi „z krwi i kości”, żyją na kartach powieści i są tak prawdziwi. To nie są jakieś papierowe postaci, chodzące ideały lub chodzące zło. Nie! To są ludzie, jakich wielu żyje wokół nas. Ludzie zdolni z jednej strony do wielkich, wzniosłych czynów, a z drugiej „winni” nieuczciwości, przekupstwa, niedomówień, kłamstwa. Ludzie wzbudzający sympatię, czułość, współczucie, ale jakże często również irytację, złość, a nawet nienawiść. Jedno jest pewne – nie można wobec nich przejść obojętnie. Nie można odłożyć książki, czy to w trakcie czytania czy po jej zakończeniu i przestać o nich myśleć. Jest to zresztą domeną całej twórczości Ałbeny Grabowskiej – wspaniała kreacja bohaterów, wielowymiarowych, barwnych postaci, którzy pozostają w pamięci czytelnika bardzo długo po ostatecznym zamknięciu powieści. Jedno różni sagę od wcześniejszych powieści. O ile w „Coraz mniej olśnieni” i „Locie nisko nad ziemią” tych głównych bohaterów nie było dużo – Autorka skupiała się na trzech-czterech centralnych postaciach i paru epizodycznych – o tyle w „Stuleciu…” ich liczba rozrasta się do kilkudziesięciu. I co jest znamienne dla tej sagi – każdy jest inny, każdy jest zarysowany wyraźną kreską, a jego losy są poprowadzone w sposób spójny. Ałbena nie „porzuca” żadnej ze swojej postaci, nie zapomina o niej, doprowadza swoją opowieść do końca. Na pewno nie jest to łatwe zadanie przy takiej ich mnogości i wymaga wybitnego kunsztu pisarskiego.
W II tomie „Ci, którzy walczyli” następuje również naturalna wymiana pokoleń. Odchodzą najstarsi, zostawiając swoim dzieciom i wnukom przesłanie i naukę, jak należy żyć i co jest w tym życiu najważniejsze.
„- Pamiętaj, moja droga – Bronia uniosła się na poduszkach – Można wbić komuś nóż w serce. Można, trzeba czasami nawet… Nigdy jednak nie wbijaj noża komuś w plecy, bo ci nie wybaczy…” [3]
Rolę seniorów rodu przejmuje kolejne pokolenie, które dzięki wychowaniu przez swoich rodziców i dziadków, godnie będzie reprezentowało w dalszych latach tę heroiczną rodzinę. A my dzięki upływowi czasu – wszak mamy już za sobą półwiecze losów Winnych – poznajemy nowych bohaterów. Zwykłych, prostych ludzi, z nieco wyższym wykształceniem niż pokolenie najstarsze, ale borykających się nadal z dylematami, problemami, trudnymi wyborami. Ludzi, którzy w tych ciężkich, wyjątkowych czasach podejmowali nie zawsze konwencjonalne decyzje, niejednokrotnie wbrew sobie i panującym zwyczajom, czy normom prawa. Ale to przecież Winni…
Nie będę już za długo rozwodzić się nad wielowątkowością powieści. To przecież zrozumiałe, że jeśli jest aż tak dużo postaci, to i ich historie musiały zostać opowiedziane, a więc mnogość wątków występuje niejako z definicji. Jak zwykle u Ałbeny fabuła jest bardzo spójna i przemyślana. Od początku do końca.
Jest jednak rzecz, na którą chciałabym zwrócić Waszą uwagę. Narracja. Całkowicie odmienna od tej z I tomu. O ile w „Tych, którzy przeżyli” jest spokojna, chwilami wręcz powolna, o tyle w „Tych, którzy walczyli” zdecydowanie przyspiesza. O ile w I tomie porównałabym ją do malowanego obrazu – spokojnie, z zastanowieniem, z różnymi odcieniami szarości i barwnymi refleksami, o tyle w II tomie powstały kadry z filmu. Dominuje kolor czerwony, czarny i biały, a akcja przeskakuje z jednego wydarzenia na drugie, często wyprzedzając historię lub zahaczając o przeszłość. Takie poprowadzenie narracji wymaga od nas, czytelników, dużego skupienia w czasie czytania, zastanawiania się nad przeczytaną treścią, zadumy nad losami Winnych. Manewr bardzo ciekawy, choć na pewno nie ułatwiający czytania i zrozumienia tekstu. I tylko mistrzostwo pióra Ałbeny Grabowskiej i jej lekki, do każdego przemawiający język sprawia, że nie potrafimy odłożyć książki, chcemy czytać dalej i poznać dzieje każdego Winnego i ich zawiłą historię.
Przede mną III, już niestety ostatni, tom sagi. Mam nadzieję, że przeczytam go wkrótce i znowu wywoła we mnie te niesłychane emocje i wzruszenia jak cała dotychczasowa twórczość Ałbeny. A teraz pozostaje mi jedno – wierzcie mi, że tę pozycję każdy Polak powinien przeczytać. Dlaczego? Bo Winni – to my. To nasze dzieje, nasza historia, nasze przeżycia. Szczerze i z całego serca POLECAM !
---------
[1]Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli", Zwierciadło 2015, okładka
[2]tamże, str.7
[3]tamże, str.217