"Wjechali na polanę, a temperatura spadła o dobre pięć stopni, bo las otwierał się na wysoki wodospad spływający do niecki z przejrzystą, niebieską wodą."
"Wodospad Wildflower" to kolejna, czwarta już powieść Denise Hunter z cyklu "Romans w Riverbend". Choć każdy z tytułów można czytać niezależnie, dobrze jest znać tło rozgrywających się wydarzeń, gdyż w każdej książce pojawiają się Ci sami bohaterowie, którym towarzyszą nowe, z reguły pierwszoplanowe postaci. Osobiście miałam okazję poznać dwa spośród czterech tytułów i właśnie o tym drugim chciałam Wam dziś po krótce opowiedzieć.
Główna oś wydarzeń skupia się tym razem na Charlotte, która po śmierci matki przejmuje stadninę będącą w jej rodzinie od trzech pokoleń. Choć utrzymanie rancza wymaga ciężkiej pracy i dużych nakładów finansowych, kobieta nie wyobraża sobie innego życia. Postanawia rozruszać podupadający biznes i uczynić z niego jedyne źródło utrzymania. Niestety siostra dziewczyny nie podziela jej zdania i najchętniej zdecydowałaby się na sprzedaż stadniny.
Czy mimo odmiennego zdania bohaterki będą umiały dojść do porozumienia? A może rodzinny biznes stanie się w ich przypadku kością niezgody?
Pojawienie się Gunnera w Riverbend wiele ułatwia - Charlotte ma w końcu do pomocy kogoś, kto podobnie jak ona darzy konie ogromną miłością. Jednak z biegiem czasu relacja pracownik-szef zaczyna im obojgu trochę ciążyć. Bohaterowie wyraźnie zbliżają się do siebie, niestety mężczyzna ukrywa coś, co może znacząco wpłynąć na jego zaangażowanie.
Małomiasteczkowy klimat i majestatyczne konie to motywy, które od razu skradły moje serce. Jeśli do tego weźmiemy jeszcze pod uwagę przystojnego trenera koni, mamy wręcz przepis na idealny romans.
Czy Charlotte i Gunner będą w stanie sobie zaufać i stworzyć trwały związek?
A może na drodze stanie im przeszłość mężczyzny oraz związane z tym jego lęki?
Przyznam, że świetnie spędziłam czas w Riverbend. Urzekła mnie fabuła tej powieści, niby prosta, a jednak chwytająca za serce. Moją uwagę zwrócił też język, który nosi znamiona książki napisanej w obcym języku. Z przyjemnością obserwowałam tę "inność" związaną z odrębnością kulturową, która przeniknęła do tej historii mimo ingerencji tłumacza. Myślę, że świadczy to o jego zdolnościach - przetłumaczenie historii na język polski nie odebrało jej indywidualności. Bardzo podobały mi się dialogi, zwłaszcza te między Charlotte i Gunnerem, w których bohaterowie tak naturalnie opisują swoje przeżycia związane z określonymi wydarzeniami. Nie boją się uzewnętrzniać swoich emocji, chętnie tłumaczą własne motywy postępowania, ale też i wyrażają troskę o drugą osobę.
Choć książka nie dostarcza jakichś szczególnych uniesień, zdobywa serce ciepłem i szczerością płynącą z kart powieści. Bardzo przyjemnie się ją czyta. Żałuję, że nie miałam okazji poznać wszystkich poprzednich części, gdyż jestem przekonana, że przypadłyby mi do gustu. Ciekawią mnie koleje losów poszczególnych bohaterów, których poznałam w tej powieści. Myślę, że zapoznanie się z nimi mogłoby okazać się nad wyraz emocjonujące.
Moja ocena 8/10.