Wojna to męska sprawa, ale czy na pewno? Owszem to głównie mężczyźni biorą udział w czynnych walkach na frontach całego świata, ale to kobiety są tymi cichymi bohaterkami, walczącymi, ale może nie tak spektakularnie. Nie inaczej było także w czasie II wojny światowej, kiedy to właśnie panie brały sprawy w swoje ręce.
W taki tez celu powstały fizylierki, to członkinie samodzielnego batalionu Kobiecego im. Emilii Plater. Od nazwiska patronki zwane często platerówkami. Po wyzwoleniu prawobrzeżnej części Warszawy jesienią 1944 roku do pilnowania porządku publicznego, zapewnienia bezpieczeństwa został wyznaczony właśnie kobiecy batalion. Nie było to łatwe zadanie, gdyż chętnych do przywłaszczenia ocalałego majątku było wielu.
O tych właśnie miesiącach opowiada autorka za pomocą dwóch bohaterek książki kresowianki kapral Janki Barskiej, wesołej dziewczyny, chętnej do pomocy i łatwo nawiązującej kontakty z innymi członkiniami batalionu, oraz podporucznik Anny Hartman zapatrzonej w ideały partii "Partia zadba o to, by każdy dostał to, na co zasługuje". Nie przysparza jej takie służbowe podejście do życia sympatii u podwładnych. Kobiety te, choć tak różne nawiązują jednak nić porozumienia, co w tak trudnym okresie u końca wojny nie jest łatwe. Każda z nich ma swoje doświadczenia wojenne i ma swój cel na najbliższy czas.
Te dwie kobiety podczas jednego z patrolów odnajdują stanowiska nielegalnej produkcji alkoholu, stanowiące ogromne zagrożenie dla potencjalnych nabywców. Zniszczenie konstrukcji to początek wojny z szabrownikami i tymi, którzy wykorzystując słabość kupujących, bogacą się kosztem zdrowia i życia potencjalnych nabywców. Czy w takich warunkach jest jeszcze miejsce na przyjaźń, miłość ?
Znając pióro autorki z poprzedniej przeczytanej książki, spodziewałam się wartkiej akcji, wyrazistych bohaterów i tego czegoś, co wciąga od pierwszej strony powieści. Tu początkowo nudziły mnie opisy stosunków w batalionie, zbytnia sztywność Anny. Na szczęście druga bohaterka wyrównywała wszystko.