Wampiry zazwyczaj kojarzą się z krwiożerczymi istotami, cechującymi się ogromną szybkością i trzeźwością umysłu. Natomiast wilkołaki, ludzie, którzy na wskutek pełni księżyca lub innych czynników, w zależności od koncepcji autora danej powieści, przeobrażają się w postać wilka, zawsze pokazują swą waleczność i gotowość do obrony swej sfory w każdej sytuacji. Patrząc na przykłady z literatury młodzieżowej można byłoby rzec, że te dwa gatunki całkowicie różnią się od siebie, na każdym kroku okazując rywalizację. „Wschodzący księżyc” ukazuje, iż pomiędzy wampirem a wilkołakiem wcale nie musimy dostrzegać nienawiści. Sama główna bohaterka bowiem jest przedstawicielką obydwóch tych ras…
Riley Janson pracuje jako sekretarka w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne. Pozorna pracownica tak naprawdę skrywa wielką tajemnicę – jest dzieckiem wilkołaka i wampira, co czyni ją rzadko spotykaną istotą. Wilcza natura kobiety jednak dominuje, co sprawia, że nie chwali się swoimi oryginalnymi korzeniami. Riley ukrywa również fakt, iż jej najlepszy przyjaciel – Rhoan – tak naprawdę jest jej bratem. Ognistowłosa w miejscu swojej pracy ma szansę na awans i co za tym idzie – stanie się Strażnikiem, ale wytrwale powtarza, że nie chce przyjąć tego stanowiska, bowiem wiąże się ono z koniecznością zabijania w celu ochrony ludzi. Życie Riley nie należy do nudnych, ponieważ nie brakuje jej adoratorów oraz chętnych do spędzenia z nią upojnych nocy, podczas których może ukazać swą prawdziwą postać. Nadchodząca pełnia sprawia, iż wilcza część pracownicy departamentu góruje nad rozsądkiem, doprowadzając do wariacji umysłu. Pewnego dnia okazuje się, iż jej brat znika w trakcie misji i nikt nie ma pojęcia, co się z nim stało. Jeszcze więcej pytania pojawia się, kiedy Riley na progu swojego mieszkania zastaje nagiego i przystojnego wampira, pragnącego spotkać się z Rhoanem. Kobieta postanawia dowiedzieć się, co stało się z członkiem jej rodziny, doskonale wiedząc, że wraz z pełnią zbliżają się kłopoty.
„Wschodzący księżyc” to pierwsza cześć cyklu „Zew nocy”, składającego się z dziewięciu książek, w których poznajemy przygody Riley Jenson. Keri Arthur wprowadza wiele innowacji do dotychczas nam znanego świata wampirów i wilkołaków, pokazując swoją własną koncepcję na współżycie (dosłowne i przenośne) tychże gatunków. Autorka posiada wiele kapitalnych pomysłów, dzięki czemu czytając tę książkę nie można się nudzić. Mogłoby się wydawać, że Riley, sekretarka, jest postacią opanowaną i przede wszystkim – spokojną, jednak pozory bywają bardzo mylne, co można zauważyć w przypadku tejże lektury. Riley nigdy nie nazwałabym cichą osobą, bowiem jej uosobienie cechuje się ogromnym dynamizmem i burzliwością, co sprawia, że sam fakt, iż w utworze występuje tak ognista kobieta czyni „Wschodzący księżyc” niezwykłą powieścią, którą przeczytałam praktycznie jednym tchem. Pisarka posiada bardzo lekki, przyciągający styl, łączący się z ciekawą powagą i pewnego rodzaju delikatnością. Keri Arthur potrafi wspaniale ukazać osobowość bohaterów, sprawiając, iż to głównie oni przyciągają uwagę czytelnika. Niespodziewane zwroty akcji, wieczne tajemnice oraz domysły powodują, iż do końca nie wiadomo, kto odpowiedzialny jest za bałagan, który zaczyna opanowywać uporządkowany świat Riley. Dialogi niekiedy można byłoby nazwać kwintesencją całego utworu, gdyż pani Arthur niewątpliwie pokazała, że potrafi bawić się słowami, tworząc interesującą grę. Ironiczne, a niekiedy też i dramatyczne, zdania wypowiedziane przez przedstawicieli różnych gatunków potrafią zmienić spojrzenie odbiorców na całą sprawę. Opisy wyszły autorce nieco gorzej, jednakże stoją na wysokim poziomie i łatwo odebrać to, czym bohaterowie kierowali się w swoich działaniach, decyzjach czy przemyśleniach. We „Wschodzącym księżycu” nie brakuje akapitów poświęconych seksualności Riley i jej towarzyszy. Wszelkie teksty spod pióra Keri Arthur na ten temat wydają się być bardzo dobre i przyznam, że dosyć łatwo wyobrazić sobie sytuacje, w jakich znalazła się kobieta, mająca geny wilkołaków i wampirów. Przyznam jednak, że niekiedy opisane sprawy stają się niesmaczne. Choć to zapewne zależy również od gustu, ponieważ ja po prostu nie przepadam za aż tak dokładnym opisie tego typu stanu.
Keri Arthur to autorka, przy której pracach wręcz nie można się nudzić. Stworzeni przez nią bohaterowie są dopracowani w każdym calu i charakteryzują się ciekawym i specyficznym uosobieniem. Osoba Riley, sekretarki, budzi skrajne emocje, a dokładniej jej dosyć odważny styl życia, w którym jak widać – odnajduje się idealnie. Najbardziej zaintrygowała mnie postawa Talona, który spowodował, że do końca nie potrafię powiedzieć, czy działał jedynie emocjami czy też według ściśle określonego planu. Niewątpliwie partner Riley był bohaterem, który swoją zarazem romantycznością, ale też i brutalnością i egoizmem, potrafił rozbudzić czytelnicze zmysły i ukazać prawdziwie wilczą naturę. Natomiast wampir, który pojawił się na progu mieszkania rudowłosego mieszkańca, cały czas skrywał tajemnice, które zapewne zostaną ujawnione w kolejnych częściach. Keri Arthur stworzyła świetny wątek miłosny, w żaden sposób nie idealizując zdarzeń czy postaci. Podobał mi się również fakt, iż nie bała się pokazać, że w brutalnym świecie stosunek płciowy nie wiąże się z miłością, co zwykle występuje w książkach o podobnej tematyce.
Na koniec pragnę dodać jeszcze kilka słów na temat samej okładki „Wschodzącego księżyca”. Włosy modelki, która pozowała do zdjęcia uwiecznionego na tejże ilustracji, są wręcz kapitalne i wspaniale oddają ognistą naturę bohaterki. Uwielbiam patrzeć się na tą zjawiskową kartę, która wprowadza mnie do miasta, w którym znalazła się Riley. Z przyjemnością poznam dalsze losy panny Jensen oraz jej przyjaciół, którzy na pewno jeszcze nieraz wplączą się w kłopoty.