W czasach, w których obecnie żyjemy duża liczba nastolatków i nie tylko uważa historie, zarówno świata jak i Polski za coś raczej nudnego. Najbardziej można tego doświadczyć chociażby w szkołach, gdzie historia kojarzy się z przedmiotem, który najczęściej wkuwa się na blachę i zapomina. A co jeśli znajdzie się coś, co choć trochę może ułatwić przyswojenie wiedzy na temat historii, dajmy na to stanu wojennego i przy okazji zabrać nas na wspaniałą przygodę? Tak właśnie prezentuje się dla mnie Wroniec autorstwa Jacka Dukaja. Muszę się przyznać, że było to moje pierwsze spotkanie z tym autorem i choć biorąc tą powieść praktycznie w ciemno, nie żałuje wyboru.
Przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz, do grudniowego wieczora ’81, do wieczora, który miał dużo zmienić. To właśnie tego wieczoru rodzina głównego bohatera, małego Adasia, zostaje drastycznie rozłączona. Ojca porywa wielki ptak, tytułowy wroniec, mama ląduje w szpitalu a babcia i siostrzyczka zostają siłą zabrane z domu. Pozostaje tylko Adaś, uratowany przez swego sąsiada, Pana Betona. I tak oto zaczyna się opowieść o ratowaniu rodziny ze szponów tajemniczego Wrońca, walczeniu ramię w ramię z Opornymi i Oporniejszymi i przedzieraniu się przez niezliczoną armię Bubeków, MOMO, Złomotów oraz szpicli i Słuchaczy – Puchaczy donoszących o wszystkim Wrońcowi.
Trzeba mi powiedzieć, że bardzo pozytywnie mnie ta książka zaskoczyła i zaintrygowała. Zdecydowanie ma w sobie „to coś” co sprawia, że po kilku pierwszych stronach ma już się ochotę by zagłębić się w przygodę jeszcze bardziej, i tak z kilku stron w ekspresowym tempie robi się przeczytana znaczna część książki. Akcja wciąga niesamowicie, co w połączeniu ze stosunkowo małą liczbą stron, dużą czcionką i nagromadzeniem ilustracji powoduje, że tak naprawdę „Wrońca” połyka się w kilka godzin.
Świetną rzeczą w tej książce jest sposób przedstawienia życia za czasów stanu wojennego. Wiele wydarzeń i sytuacji pokazanych tutaj metaforycznie nawiązuje do tamtych ciężkich dni i miesięcy. Podobnie jest z tymi wszystkimi nazwami stworzonymi przez Dukaja. Bubek, MOMO, czy to czegoś nie przypomina? Założyć się można, że większość Polaków by to skojarzyło, a zwłaszcza pokolenia, które to wszystko przeżywały. Ja natomiast jako przedstawiciel tych, którzy urodzili się kilka lub kilkanaście lat później, cieszę się, że miałem możliwość przeczytania tej książki.
Pan Dukaj obdarowuje nas powieścią o oryginalnym i unikatowym stylu pisania, który trzeba przyznać, albo się spodoba albo nie. Wątpię jednak, żeby tych na nie było dużo, bo czytałem dużo pozytywnych opinii a Ja zostałem oczarowany i po prostu trudno mi opisać uczucia temu towarzyszące. Prowadzona jest w baśniowym klimacie choć czasami akcja skacze bardzo szybko i pojawiają się lekko brutalne sceny.
I właśnie ten fakt sprowadza mnie do pytania o to do kogo skierowana jest ta książka.
Z jednej strony często szybka akcja i prawdopodobnie niezrozumiałe dla dzieci nazwy i sytuacje. Z drugiej baśniowy świat widziany oczyma dziecka i bardzo ciekawa opowieść z happy endem.
„Wroniec” jest według mnie właśnie jedną z tych książek, które każdy z nas powinien kiedyś przeczytać. Jedna z tych, które mogą zaoferować nam kilka godzin wspaniałej przygody w świetnym stylu. Zarówno dla dorosłych jak i dla młodszych. Polecam.