Lubię wracać do książek. Ostatnio uznałam, że czas wrócić do pierwszych lektur dzieciństwa. Tych książek, które poruszyły jako pierwsze moje czytelnicze serce i rozbudziły chęci by sięgać dalej. Jedną z pisarek mojego dzieciństwa jest właśnie Krystyna Siesicka. Pisała ona książki przeznaczone dla dorastających dziewcząt.
„Parada fiołków” opowiada historię rodziny wielodzietnej. Narratorką jest matka Krystyna. Opowiadanie podzielone jest na fragmenty. Opisy „kiedyś” i „wizyta” następują po sobie naprzemiennie. Rozdziały „Kiedyś” to retrospekcje, często zabawnych zdarzeń z życia tejże rodziny. Autorka podkreśla, że nie jest to książka autobiograficzna. Owszem część „kiedyś” to felietony o jej własnych dzieciach, jednak reszta to fikcja literacka. Zabawne gry słowne, przejęzyczenia małych dzieci, dialogi, śmieszne sytuacje to w tamtym domu codzienność. „Wizyty” opowiadają o odwiedzinach matki Krystyny w domach każdego z już dorosłych dzieci. Kobieta, krótko opisuje sytuację rodzinną, w jakiej jej potomstwo się znalazło. Nie odnajdziemy tutaj już zabawnych dialogów, ani anegdot. Można by uznać tę część za bardzo gorzką. Matka opowiada o mankamentach w familiach jej dziatwy i zastanawia się, ile w tym jest jej winy. Co mogła zmienić? Czym zawiniła, że jej dzieci nie mogą się odnaleźć w dorosłym życiu?
„Czym prędzej tłumaczę, jaką kruchą rzeczą jest mały człowiek i jak łatwo go zepsuć.”
Czyta się tę książkę ogromnie szybko. Jest króciutka, napisana prostym, komicznym językiem, chociaż Siesicka ma tendencje do nie zapoznawania nas z postaciami. Lądujemy w domach bohaterów, nikogo nie znamy, nie wiemy, co, gdzie i dlaczego. A opowieść się toczy. Sami mówimy się wgryźć w tekst oraz zorientować się w konotacjach postaci. To kłopotliwe, ale charakterystyczne dla autorki.
„Obrażone dzieci nie przysparzają człowiekowi najmniejszych problemów. Są nadęte, milczące, nie siorbią przy zupie, nie czytają przy stole, demonstracyjnie pochylają głowy nad stertami książek, żeby udowodnić, jakie są idealne i to, że ja jestem tą okropną wiedźmą, która rzuca kapciem w stronę psa. Uwielbiam być wiedźmą, dopiero wtedy wydaje mi się, że odniosłam sukces wychowawczy.”
Przeglądałam książki młodzieżowe napisane niedawno. Sądzę, że są nie dla mnie. Był to pamiętnik nastolatki, w którym poznawała ona nastroje swoich znajomych poprzez statusy na facebook’u. Interpretowała je w stosunku do zaistniałych zdarzeń. Przeraziło mnie to. To nie dla mnie. Tak po prostu. Książki Siesickiej, traktują ze smakiem o problemach wieku dziecięcego, ale nie uświadczymy tutaj facebooka, telefonu komórkowego, komputera. Inny świat. I to jest najpiękniejsze.
„Jesteśmy dobrym małżeństwem, ponieważ znakomicie się uzupełniamy. Ja kocham Elżbietę słowem, a ona mnie czynem.”
Nie polecam osobom, które nie przepadają za krótkimi formami literackimi.