Aurora de la Torre po latach wraca do rodzinnego miasteczka, z którym wiążą się różne wspomnienia. Te smutne, bo przecież to tutaj straciła swoją mamę, ale i te, dzięki którym na twarzy kobiety wykwita uśmiech. Kobieta wie, że powrót w rodzinne strony po latach nieobecności nie będzie łatwy, jednak chęć wędrowania ścieżkami, którymi kiedyś podążała jej rodzicielka jest silniejsza niż strach przed powrotem bolesnych wspomnień. Kobieta rezerwuje domek nad garażem i wydawać by się mogło, że już nic nie stoi na przeszkodzie do ponownego zaklimatyzowania się. Nic bardziej mylnego. Kiedy okazuje się, że jej nowe mieszkanie tak naprawdę wynajął nieletni chłopak w ukryciu przed swoim tatą, Aurora jest w kropce. Na dodatek mężczyzna od samego początku jest sceptycznie nastawiony do nowej lokatorki i tylko cudem udaje się go ubłagać o zostanie na miesiąc w domku i nie wylądowanie na ulicy. Jak Aurora odnajdzie się w tym wszystkim, i co więcej, jak potoczy się jej relacja z Tobiasem, którego nastawienie zdaje się nie zmieniać? ------- recenzja Po znakomitym ,,Od Lukowa z miłością” sądziłam, że nie ma i nie będzie książki Zapaty, która by mi się nie spodobała. Niestety ,,Wszystkie nasze drogi prowadzą do ciebie” już na samym początku rozwiało moje dobre zdanie o jej twórczości. Powyższa pozycja to straszny slow burn. I to straszny przez duże S. Przez większość książki ja się po prostu nudziłam. Nic się nie działo, relacja bohaterów stała w miejscu i osiągała tylko etap ,,cześć” na dzień dobry i to nie każdego dnia. Dopiero dobrze za połową, jakieś ostatnie sto stron, akcja nabrała tempa i delikatnie się wciągnełam. Delikatnie oznacza to, że i tak te sto stron męczyłam parę dni. Od momentu kiedy bohaterowie wreszcie zrozumieli, że być może coś ich do siebie ciągnie, ich uczucia przybrały na silę i tak naprawdę od tej chwili zaczyna się prawdziwa książka. Sądzę, że gdyby większość książki, chociaż w jakimś stopniu wyglądała jak ta końcówka, cała pozycja zasłużyłaby na o wiele wyższą ocenę. Z plusów muszę wymienić fakt bardzo ciekawie wykreowanych bohaterów i to, że o dziwo, nie są to nastolatkowie, a już dorośli ludzie z bagażem doświadczenia na barkach. Jest między nimi znacząca różnica wieku (9lat), co może spodobać się niektórym czytelnikom. Aurora de la Torre to wypalona już pisarka tekstów piosenek. Jej przeszłość i wydarzenia związane z jej byłym są dobrze opisane, co daje nam wgląd w przeżycia Aurory. Książka pisana jest z jej perspektywy, przez co możemy poznać jej myśli i zdanie na temat wielu spraw. Do rodzinnego miasta wróciła po to, by ożywić pasję swojej mamy i wędrować po szlakach, którymi ona się kiedyś zachwycała. Tobias Rhodes to natomiast facet, który większości czytelniczek od razu przypadnie do gustu. Zarozumiały, gburowaty, zacięty i oschły. Od samego początku jest sceptycznie nastawiony do bohaterki, co tworzy minimalne napięcie między nimi. Ich wspólna droga liczy ponad 600 stron, przez co czytelnik naprawdę się w z nimi związuje. Długie rozdziały i ślimaczy rozwój akcji przyczyniły się do tego, że jest mi smutno, że muszę tak słabo ocenić tę książkę. Fabuła miała naprawdę potencjał i gdyby tylko przyspieszyć nieco relację bohaterów, których serio polubiłam, książka na dłużej pozostałaby w mojej głowie. Jednakże fani slow burn – ta książka jest dla was!