Beletryzowana opowieść o autentycznej postaci - Louise Weber, znanej jako La Goulue, tancerce kankana, gwieździe Moulin Rouge, uwiecznionej na obrazach i plakatach przez Toulouse-Lautreca. Urodziła się w niezamożnej żydowskiej rodzinie, wychowywała ją matka. Kiedy Louise nieco podrosła, zaczęła pracować wraz z matką w pralni. Jej marzeniem był jednak taniec, scena i sława, chciała ubierać się w piękne stroje, tak jak te, które klientki przynosiły do pralni. Louise była prostolinijną, ale odważną i bezpruderyjną dziewczyną, podkradała więc koronkową bieliznę klientek i udawała się na szukanie przygód i lepszego życia na Montmartre, gdzie tętniło nocne życie, bawili się bogaci klienci, grała muzyka. Tam poznała Renoira, który umożliwił jej pozowanie do "rozbieranych" zdjęć - to był początek nowego etapu w życiu Louise. Została zaangażowana do występów w świeżo otwartym Moulin Rouge, gdzie zauważyli ją bywający tam artyści i bogaci bywalcy, którzy nie skąpili pieniędzy, żeby móc oglądać jej występy i niekiedy spędzać z nią czas. Szybko przyszła sława i pieniądze, o jakich jako praczka mogłaby tylko marzyć. Bogactwo jednak nie szło w parze ze szczęśliwym życiem. Matka nie chciała jej wybaczyć wyboru hańbiącej drogi życiowej, nie układało jej się także w miłości - miała problem z nawiązaniem trwałej relacji, nie chciała być zależna od żadnego mężczyzny, próbowała związków z kobietami. Ostatecznie wyszła za mąż za jednego z przyjaciół, urodziła dziecko, ale z powodu nieudanego biznesu, w który zainwestowała większość pieniędzy, wcześniejszego pociągu do alkoholu i skłonności do depresji, popadła w kłopoty finansowe i zdrowotne.
Książka początkowo wydawała mi się słaba, opisane początki życia i kariery Louise zbyt drobiazgowe, a jednocześnie mało przekonujące. W jednej ze scen Louise "pożycza" sobie bieliznę klientki - komplet dla siebie i drugi dla koleżanki, którą namawia na wspólną przygodę. Upycha to wszystko w torebce: dwa gorsety, pończochy i podwiązki. Za żadne skarby nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak można wcisnąć dwa XIX-wieczne, a więc dość spore i sztywne, gorsety do torebki! I wynieść ten cały majdan niepostrzeżenie z pralni, pod czujnym okiem szefowej. Prześladowało mnie to przez kilka rozdziałów. Ponadto Louise, prosta dziewczyna, praczka, wyposażona jest przez autorkę w cechy osoby ze sporą ogładą, znajomością ludzkich charakterów, a jej rozmyślania świadczą o dużej inteligencji i wiedzy o życiu, a nawet ogólnym wykształceniu. Wiele innych rzeczy też mi się nie zgadzało - zarówno z realiami epoki, jak i znanymi mi z innych źródeł faktami, więc czytałam to ze sporą nieufnością. Ostatecznie jednak cała historia mnie wciągnęła i chociaż nie jestem przekonana, że dokładnie tak to wszystko wyglądało, to uznaję książkę za interesującą i dobrze napisaną.