„Jest wczesny poranek na małej drodze łączącej się z traktem głównym. Pojawia się na niej kryty wóz ciągnięty przez jednego niczym nieozdobionego konia. Przystaje. Z wozu zostają spuszczone stopnie. Wynurzają się z niego ubłocone dzieciaki: siedmiu chłopców i trzy dziewczynki. Skupiają się ciasno, żeby grzać się nawzajem. Przez baldachim liści przebijają się pojedyncze promienie słońca. Każde z dzieci ściska w dłoni srebrny pens z wizerunkiem królowej i jej zagranicznego króla oraz dewizą: ‘PZMDG Rosa sine spina – Filip i Maria, z łaski Bożej, róża bez kolców’. Nadjeżdża drugi wóz, bardzo różniący się od pierwszego. Szczeliny w jego bokach są wypolerowane do połysku.”
Miasteczko Rotherweird rządzi się własnymi, niespotykanymi prawami. Nie możesz dostać się do niego swoim samochodem. Niestety każdy jest zmuszony skorzystać z autobusu, a następnie omnibusa, jeśli chce odwiedzić miasteczko. Kiedy tam dotrzesz zauważysz na pierwszy rzut oka, że w Rotherweird coś jest nie tak. Mieszka tam dwanaścioro dzieci o niewiarygodnych talentach. Dla jednych ludzi dzieci są wyjątkowe i mogą zdziałać dużo dobrego, a dla drugich są piekielnie złe i lepiej nie stawać im na drodze. Do tego wszystkiego w miasteczku pojawia się nowa osoba, która ma uczyć w szkole historii ale tylko współczesnej. Nie ma mowy o żadnych ustępstwach Jonah Oblong ma się tylko trzymać historii współczesnej i nie ma prawa mówić, rozmawiać z nikim o przeszłości. W Rotherweird zawita również miliarder sir Veronal Silckstone, który uważa, że może wszystko. Planuje on odnowić zrujnowany Pałac, ale czy tylko tyle chce zrobić w miasteczku?
Hilary Mantel brytyjczyk, autor młodzieżowej trylogii fantasy ROTHERWEIRD. Tom pierwszy: Miasteczko Rotherweird (Rotherweird, 2017; pol. 2020). Tom drugi - Wyntertide (2018), trzeci - Lost Acre (2019). Uwaga: nie mylić z Sir Andrew Caldecottem (1884-1951), Wielka Brytania, autorem dwóch zbiorów ghost stories. Byłam bardzo ciekawa gdzie zabierze mnie historia, o której za wiele na początku nie wiemy. Do tego możemy poznać twórczość nowego autora. To wszystko daje nam dużą dawkę tajemnicy, którą z chęcią odkryłam.
Muszę przyznać, że od zawsze lubiłam książki fantasy. Dzięki nim przenosiłam się do innych wspaniałych światów, które stworzyli autorzy. Dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po „Miasteczko Rotherweird”. Hilary Mantel miał ciekawy pomysł na stworzenie całej fabuły, jednak dla mnie z bólem serca była trochę chaotycznie stworzona. Było tam wszystkiego za dużo bohaterów, stron, tajemnic, wątków. Dosłownie mieszanka wybuchowa. Minusem dla mnie też było to, iż rozdziały były podzielone na wielu bohaterów i w pewnym momencie zgubiłam się tak naprawdę o kim i o czym ja już czytam.
Może ilość stron nie była, aż tak odstraszająca jednak po bliższym zetknięciu się z książką, kiedy poznaliśmy już część historii strasznie się ona dłużyła i patrzyłam tylko na to ile jeszcze zostało mi do końca. Mam wrażenie, że nie poznałam żadnego z bohaterów tak naprawdę od początku do końca. Nie zżyłam się z nikim i już po skończonej lekturze nie pamiętam o czym była dokładnie cała powieść. Wiem, że nie każdy będzie miał takie same odczucia względem książki jednak ja się bardzo zawiodłam. Liczyłam na to, że twórczość autora wciągnie mnie już od pierwszych stron, a tak naprawdę chciałam ją jak najszybciej skończyć i zapomnieć, że autor mnie zawiódł. Spróbuję przeczytać drugą część powieści może w niej znajdę to co szukałam w pierwszej.
Podsumowując mimo tego, że nie otrzymałam powieści fantastycznej o jakiej myślałam zachęcam was do tego, abyście sami się przekonali czy polubicie pióro autora. Dla was książka może być zupełnie inna, niż dla innych. Ja też całkowicie nie skreślam jej i nie mówię, że nadaje się tylko do spalenia. Nie! Może innym razem, za parę miesięcy spróbuję do niej wrócić i wtedy bardziej się ze sobą polubimy.