Stephen King dla mieszkańców Castle Rock zazwyczaj przygotowywał same nieprzyjemne rzeczy. Wściekłe psy, seryjnych morderców, niepokojących sprzedawców i mordercze alter ego. Pomimo nieprzyjemnej aury, wyczuwalnego niepokoju oraz poczucia, że gdzieś niedaleko czai się coś niebezpiecznego, miejscowym mogą przydarzyć się czasem całkiem dobre rzeczy… co wcale nie oznacza, że zakończą się tak całkiem szczęśliwie.
Scott to całkiem przeciętny facet w średnim wieku, którego zaczął już leniwie podgryzać ząb czasu. Po rozwodzie z żoną mieszka samotnie, za jedynego kompana mając kota. Pogrążony w pracy niespecjalnie dba o siebie i zatapia się w rutynie dnia codziennego. Pewnego dnia jednak coś się zmienia. Zaczyna on regularnie tracić na wadze. Każdego dnia kolejna drobna porcja ciężaru po prostu się ulatnia. Nieoczekiwanie spełnia mu się sen wszystkich sezonowców marzących o seksownej sylwetce na nadchodzące lato. Scott traci kilogramy. Bez ćwiczeń, wysiłku i głodowej diety. Mógłby zostać twarzą kampanii promocyjnej… tylko, no właśnie, czego? Proces postępuje coraz szybciej, bez jego najmniejszego udziału czy woli. W tym czasie jego starannie zaniedbane ciało nie ulega najmniejszej zmianie. Nadal wygląda jak lubiący sobie porządnie podjeść drwal, a pielęgnowana przez lata oponka pozostaje złośliwie na swoim miejscu. Dzień, w którym będzie ważył mniej od powietrza, zbliża się wielkimi krokami. Cokolwiek dzieje się z jego ciałem, jest dla niego niczym śmiertelna choroba z wyrokiem niepodlegającym negocjacjom. Scott mimo wszystko nabiera chęci do życia, zaczyna odczuwać radość i poprawę samopoczucia. Niemal błogi stan i lekkość ducha sprawia, że zaczyna dostrzegać rzeczy, których nie zauważał wcześniej. W swoich ostatnich dniach życia postanawia zmienić coś w Castle Rock. Pogodzić się z sąsiadami, naprawić relacje mieszkańców i pozostawić po sobie odrobinę dobra.
Uniesienie Stephena Kinga jest poruszającą i pełną ciepła opowieścią. Chociaż zabrzmi to komicznie, jest niezwykle lekka (szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę upodobania pisarza). W końcu dorosły chłop powoli zmierza do dnia, w którym najpewniej zamieni się w balonik. Proces powolnego umierania oraz żegnania się z życiem i bliskimi narysowany został niezwykle pozytywnymi barwami. Scott bowiem nie cierpi, wręcz przeciwnie, staje się szczęśliwszy niż kiedykolwiek. To natomiast pozwala mu wyzbyć się egoizmu w postrzeganiu świata. King tym razem element paranormalny wykorzystuje w niepodobnym do siebie stylu, chociaż nadal za jego pomocą wskazuje pewne smutne prawdy o życiu i ludziach. Nie od dziś wiadomo, jaki stosunek do obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych ma King. Uniesienie w pewnym stopniu jest jego komentarzem politycznym. Nie znajdziemy tu jednak nieprzyjemnych słów pod adresem lokatora Białego Domu. Nie będzie wyzwisk, ostrych słów i rzucania nadgniłymi warzywami. Autor przedstawia natomiast obraz społeczeństwa, które dokonało wyboru.
Tym razem czarnym charakterem nie jest bestia z kanałów, krwiożerczy bernardyn, wampiry ani żadne inne draństwo z rozwartą szczęką pełną ostrych zębisk. Tym razem Stephen zmusza nas do spojrzenia w rozwarty pysk małomiasteczkowego społeczeństwa, które osądza i odrzuca wybrane jednostki, kierując się jedynie strachem przed innością, stereotypami czy głosem całego stada. Ludzie w Castle Rock są naprawdę nieprzyjemni. Chociaż Scott czuje się niczym nastolatek, zaczął cieszyć się życiem, bierze je takim, jakie jest, i nie prosi o nic więcej, sąsiedzi nadal wypominają mu brzuszek i przypominają, że na takich jak on zawał czeka nawet u szczytu schodów. Tak naprawdę są jednak o wiele gorsi. Wymazują ze swojego małomiasteczkowego obrazka ludzi wybierających życie nieco odmienne od utartych standardów.
Uniesienie nie jest jedynie historią podszytą politycznym komentarzem. Jasne, mieszkańcy małych miasteczek potrafią być gorsi nawet od clowna mieszkającego w kanałach. King jednak nie wytacza dział wyłącznie przeciwko zatwardziałemu i na pewien sposób okrutnemu społeczeństwu. Daje on również nam pstryczka w nos, tak prywatnie. Czasem zerkając poza granice swojej personalnej bańki, problemów i spraw, możemy dostrzec drugiego człowieka. Może nawet zmienić jego życie i zostać przyjaznym bohaterem z sąsiedztwa, bez konieczności wciskania się w obcisły strój i maskę. Taka moc oczywiście wiążę się z wielką odpowiedzialnością, ale niewiele kosztuje.
Uniesienie przypomina trochę ciepłe i poruszające obyczajowe filmy z radosnym happy endem. Zło w nich zawsze przegrywa i tak naprawdę nie potrafi wyrządzić nawet porządnej krzywdy. Nasze serce wyrywa się do takich historii, nawet jeżeli są odrealnione, a my zdajemy sobie sprawę, że życie przecież rzadko kiedy maluje złe momenty tak pozytywnymi kolorami. Jednak czasem potrzeba nam takiej bezpiecznej fantazji o codzienności. Odrobiny smutku bez przerażenia, nieszczęścia, które straciło zęby i pazury w zetknięciu z wielkim sercem, i nieprzyjemnych gburów, przed którymi wcale nie trzeba uciekać, a wystarczy truchtać, bo zły los przecież da im popalić jeszcze przed napisami końcowymi. Takich historii nam trzeba i właśnie takie jest Uniesienie. Ciepłe, poruszające, pełne przyziemnych cudów i mówiące o rzeczach możliwych do przezwyciężenia przez każdego z nas. King w krótkiej historii porusza kwestie żegnania się z życiem, społecznej nietolerancji i niechęci oraz komfortowego gniazda z naszego skromnego egoizmu. Wszystko wypełnia jednak pozytywnymi emocjami. Ogrzewa serducha. Pozwala odetchnąć. Życie jest podłe, ciężkie i bardzo rzadko kolorowe. Nie zawsze jednak musi stawać się najgorszym koszmarem. Czasem sami możemy coś zmienić. Sprawić, żeby stało się nieco piękniejsze.
RuBryka Popkulturalna ocenia 8.5/10
Recenzja ta została początkowo opublikowana na portalu Nerdheim.pl