Marta Zaborowska mnie mile zaskoczyła. Nie oczekiwałam aż takich emocji, zachęcona opisem miałam swoje oczekiwania i przewidywania, które jednak zostały rozproszone w pył. Czyli pytanie, jak było? Usatysfakcjonowana? W pełni zadowolona? To może zacznę od początku, po kolei …
Każda rocznica ślubu to powód do świętowania i spędzenia miłych chwil z tą drugą połówką. Miriam w czwartą rocznicę ślubu czeka na męża, która skrócił wyjazd służbowy i obiecał być szybciej w domu. Jednak jak już dotarł żony, Miriam Macharow, w nim nie było. Zaginęła. A wraz z nią wszelki słuch i ślad po niej. Kilka miesięcy później zostają odnalezione zwęglone zwłoki kobiety. Wszystko wskazuje, że to Miriam. Mąż rozpoznaje zwłoki żony, natomiast jej siostra, Adele, zaprzecza. Konrad stara się pogodzić ze śmiercią żony, natomiast siostra zaczyna zadawać niewygodne pytania. Jaka okaże się prawda? Czy kobieta żyje czy jest nadal zaginiona? Czy są jakiekolwiek okoliczności, które dawały nadzieję na odnalezienie jej żywej?
Autorka stworzyła znakomity thriller psychologiczny, w którym zabawiała się z nami, grała nam na nosie i manipulowała naszymi emocjami. Fabuła jest przedstawiana z perspektywy kilku osób: samej Miriam, jej męża Konrada, jej siostry Adeli, przyjaciela małżeństwa - Stana, Floriana – byłego partnera Miriam oraz Natalii, żony Floriana. Nie bez znaczenia są jeszcze dwa istotne głosy – to śledczy prowadzący dochodzenie w tej sprawie. Ich przenikliwość, intuicja i doświadczenie prowadzą do przodu, nie sposób ich oszukać i coś przed nimi ukrywać. Niepodważalną prawdą jest, że każdy z narratorów miał swój powód, aby chcieć zniknięcia Miriam. Każdemu w jakiś sposób przeszkadzała lub utrudniała dążenie do bycia szczęśliwym. Ale raczej oczywiste jest, że wszyscy nie mogli stać za jej zniknięciem. Więc pojawia się pytanie: kto? Na odpowiedź musimy poczekać bardzo długo, bo aż do samego finału. Zaskoczenie? To mało i delikatnie powiedziane, nie takiego obrotu wydarzeń się spodziewałam, nie oczekiwałam aż takich zawiłych relacji i sekretów. A jednak autorka stanęła na wysokości zadania i dała nam świetną historię, czym zmusiła nas do myślenia i zagłębiania się w psychikę bohaterów. Nie było prosto i przyjemnie, ale za to niezwykle ekscytująco.
Marta Zaborowska stworzyła paletę różnorodnych bohaterów. Nie można jednoznacznie określić, że ktoś był zły lub dobry. Każdy z nich miał swoje tajemnice i sekrety, które ukrywał przed pozostałymi. Dzięki umiejętnościom autorki mieliśmy możliwość wniknąć w ich wewnętrzny, ten intymny mały świat. Świat bardzo osobisty, pełen rozterek i wątpliwości. Bywały chwile, że określonego bohatera polubiłam i byłam przekonana o jego dobrych intencjach. Jednak, aby nie było spokojnie i zbyt pewnie, autorka zburzyła moje przekonania i po raz wtóry nastawiła mnie przeciwko temu bohaterowi. Nie miałam łatwej przeprawy z autorką, grała mi na nosie i cały czas trzymała w niepewności. A wszystko podsycała gęstą i przenikliwą atmosferą. Taką, która sprawiała, że cały czas czułam na plecach oddech strachu, cały czas się oglądałam za siebie, czy ktoś za mną nie stoi.
Sześć powodów by umrzeć to zgrabnie utkana pajęczyna kłamstw i sekretów. Żaden bohater nie jest od nich wolny, każdy się z nimi stara uporać. Ale jak wiadomo, jedno kłamstwo pociąga za sobą kolejne i później trudno się oczyścić i wywiązać z tej matni tajemnic. Powieść czyta się bardzo szybko i w pełnej gotowości bojowej, chociaż nie można powiedzieć, że akcja mknie. Płynie spokojnie, czasami leniwie, ale ten niepokój podsycany prowokacjami i zaczepkami, wywołuje wrażenie szybkiego dążenia do finału.
Historia godna uwagi, mistrzowskie wykonanie, emocje rozszarpane, serce przemieszcza się i szuka odpowiedniego miejsca, oddech nieopanowany. Aż strach myśleć, jak się to może wszystko skończyć! Obym nie podzieliła losu bohaterki … Bo wtedy żarty się skończą …
To jedna z tych lektur, po odłożenie której nadal jesteś głodny wrażeń. Apetyt pobudzony i oczekuje się więcej i więcej … Czy ktoś może zaspokoić mój głód?