De gustibus non est disputandum. I na tym mogłabym poprzestać jeśli chodzi o moją opinię o książce "Małe życie". Nie mogę jednak odmówić sobie kilu słów komentarza bo dawno już żadna lektura nie wywołała we mnie tylu negatywnych emocji. Od lat nie miałam w ręku książki gdzie co kilka stron sprawdzałam ile jeszcze zostało mi do końca (nigdy nie rzucam czytania w połowie gdyż zawsze daję autorowi szansę aby mnie jednak pozytywnie zaskoczył).
Zgrzytając zębami, walcząc z sennością z dobrnęłam w końcu do mety i nic mnie dawno tak nie ucieszyło jak zakończenie lektury "Małego życia" Hanyi Yanagihara.
Ta książka to opowieść o czwórce przyjaciół którzy poznali się na studiach i udaje im się zadzierzgniętą znajomość kontynuować mniej lub bardziej intensywnie w dorosłym życiu. Są reprezentantami śmietanki artystycznej, ludźmi którymi udało się osiągnąć własną pracą sukces i duże pieniądze. Osiągają kolejne cele, szukają miłości, przeżywają mniejsze bądź większe porażki i przez lata trzymają się razem.
Postacią wokół której buduję się akcja jest Jude. Chłopak skryty, wychowany w domu dziecka który nigdy nie opowiada o swojej przeszłości. Wiadomo jednak że ma za sobą ciężkie przeżycia a jego kłopoty z chodzeniem będące skutkiem wypadku sprzed lat sprawiają iż jego przyjaciele otaczają nad nim parasol ochronny i dbają o niego w sposób szczególny.
Jednak tak mocna przyjaźń i oddanie nie są w stanie uśpić demonów które rządzą chłopakiem. Trauma którą przeżył w dzieciństwie i o której nie chce nikomu mówić wpływa na jego dorosłe życie i powoduje że systematycznie i świadomie dąży do autodestrukcji.
Czytanie tej książki, przewracanie kolejnych stron na których główny bohater robi sobie krzywdę w coraz bardziej wymyślny sposób a swoim zachowaniem krzywdzi bliskie mu osoby było dla mnie torturą.
Najbardziej dołujące było obserwowanie jego otoczenia które grało tak jak Jude im zagrał. Niestety wszyscy bohaterowie powinni zostać siłą hospitalizowani i poddani długotrwałemu leczeniu w zakładzie zamkniętym bo ich obecność i milcząca zgoda na to co wyrabiał ze swoim a także ich życiem Jude świadczy o jakiejś poważnej chorobie. Nigdy nie czytałam o tak koszmarnie (koszmarnie!!!) toksycznych relacjach międzyludzkich które autorka ubiera w szaty przyjaźni i oddania.
Miałam ochotę potrząsnąć wszystkim bohaterami i kazać im uciekać. Zaś już pod koniec życzyłam Judowi aby jego działania autodestrukcyjne w końcu znalazły swój finał bo ile można męczyć siebie, najbliższych i nas czytelników.
"Małe życie" to książka która pod płaszczykiem epopei o przyjaźni i miłości ukazuje chory świat relacji w którym jedna osoba ciągnie pozostałych na dno. Pominę już fakt iż 90% związków opisanych w "Małym życiu" to związki homoseksualne co powoduje że czytelnik ma wrażenie że opisany świat jest jakimś wycinkiem rzeczywistości, trochę przez to sztucznym i mało wiarygodnym.
Wymęczyła mnie ta książka okrutnie. Cieszę się że mam już tę lekturę za sobą. Niestety ja "Małego życia" nie polecam.