Po lekturze „Na krawędzi nigdy” nie było mi łatwo dojść do siebie. Autorka pozostawiła mnie z rozdartym sercem, rozbudzoną ciekawością i mętlikiem w głowie. I choć wiedziałam, że kontynuacja powieści przyniesie mi odpowiedzi na większość nurtujących mnie pytań, nie przypuszczałam, że ponowne spotkanie z bohaterami będzie tak niepowtarzalnym doświadczeniem.
Historia rozpoczyna się kilka miesięcy po operacji Andrew. Chłopakowi udało się wygrać jedną z najważniejszych bitew, ale to nie wszystkie prezenty jakie sprawił mu los, gdyż ten najwspanialszy w niedługim czasie ofiaruje mu Camryn. I choć przyszłość maluje się w kolorowych barwach, młodzieniec ma świadomość, że jego życie wkroczyło na nowe tory i nadszedł czas trudnych i ważnych decyzji. Dla swojego anioła o niewyparzonej buzi jest gotów na każde poświęcenie, ale kiedy los postanawia zadrwić z nich obojga, wybór między pragnieniami a powinnościami nie jest już taki prosty i oczywisty.
„Na krawędzi zawsze” to kolejna podróż po Stanach Zjednoczonych, pozwalająca zatoczyć koło i wrócić do punktu wyjścia. To długa i wyboista droga, którą bohaterowie muszą przebyć, aby dokonać ostatecznych rozrachunków z przeszłością i stworzyć fundamenty na przyszłość. To także zmagania z własnymi słabościami, demonami, lękami i przeciwnościami losu. Weryfikacja marzeń i dostosowanie ich do posiadanych możliwości. Słodko-gorzka przygoda, w której czasem trzeba cofnąć się dwa kroki w tył, by móc iść do przodu.
Młodzi bohaterowie rozpoczynają nowy etap w swoim życiu, dorastają, ale to wcale nie przeszkadza im pozostać w zgodzie z własnymi przekonaniami i potrzebami. Popełniają błędy, zdarza im się działać impulsywnie i ulegać emocjom, ale to tylko dodaje im wiarygodności. Ich kreacja jest tak realistyczna, że spokojnie mogliby być naszymi sąsiadami. Dużym plusem jest dwutorowa narracja i śledzenie wydarzeń z perspektywy każdego z nich. Dająca możliwość obserwacji ich reakcji na rozwój wypadków oraz ewolucji zaistniałej między nimi relacji.
Historia Camryn i Andrew to niewątpliwie romans, ale nie taki który ocieka lukrem i wywołuje mdłości. To opowieść o dwojgu ludzi, których drogi krzyżują się aby wprawić ich serca w jeden rytm. Pełna wzlotów, upadków i obietnic bez pokrycia. Dzieje miłości, która nadaje życiu sens, uskrzydla, a jednocześnie zmusza do twardego stąpania po ziemi.
Lekki styl autorki sprawia, że książkę czyta się w błyskawicznym tempie i nie sposób się od niej oderwać. Pisarka szybko wzbudza ciekawość czytelnika, a potem umiejętnie ją podsyca sprawiając, że rozstanie z lekturą jest prawie niemożliwe. Pozornie prosta historia okazała się zaskakującą, fascynującą opowieścią o podejmowaniu trudnych decyzji, popełnianiu błędów, poświęceniu i życiu, w które wkrada się miłość i namiętność. Nie ckliwa, nie nasycona wyznaniami, a mimo wszystko pokazująca potęgę uczucia, które nie w słowach, lecz w czynach się objawia.
„Na krawędzi zawsze” to jedna z tych książek, które na długo pozostają w pamięci. Poruszająca do głębi i wywołująca morze różnorodnych emocji i wrażeń. Zmuszająca do refleksji, przemyśleń i dająca nadzieję. Jeżeli nie boicie się wystawić na ciężką próbę swojej wrażliwości, narazić głowy na mętlik, a serce na tachykardię, to ta lektura jest dla Was.