“Pod koniec jednego z upływających mu na nudzie dni Nathan ujrzał stado niedużych ptaków, które utworzywszy potężną, hałaśliwą gromadę, odbywały coś w rodzaju rytualnego tańca. Na tle pomarańczowego nieba czarna, licząca tysiące drących się osobników sfora wiła się w najróżniejszych kształtach ponad powierzchnią wody i mrocznymi koronami drzew. Rozpędzała się w jedną stronę, nagle zawracała, tworząc łuk, który zamieniał się w klepsydrę a później przybierał kształt wijącego się węża. Dynamiczne formy serpentyn i owalów to wzbijały się wysoko w niebiosa, to opadały tuż nad połacią dżungli, by po kilku sekundach ponownie wzlecieć ku górze. Wir, przez moment rozrzedzony, rozciągnięty, sprawnym manewrem ponownie wzbijał się w owalną formę o węglowej barwie; zwalniał, później przyspieszał i znowu zawracał i krążył tak na oczach zachwyconego Nathana.”