“Później jeszcze kilka osób przewinęło się przez mój samochód. Tylna kanapa coraz częściej stawała się kozetką w gabinecie terapeutycznym, myślałem, ciesząc się w duszy z wylewności moich pasażerów. Każdy z nas dźwiga swoje zmory, a łatwiej iść przez życie, kiedy zdołamy się z nimi zmierzyć, powtarzałem, zachęcając do rozmów.”